Fuerte ventura to w wolnym tłumaczeniu z hiszpańskiego "wielkie szczęście". Pod owym hasłem kryje się niewielka wyspa, której nazwa dla nas była podwójnie adekwatna - nie tylko dla tego, że podróż okazała się bardzo udana, ale przede wszystkim dlatego, że była naszą podróżą poślubną.
Przygotowania do ślubu angażują masę energii, czasu i pieniędzy. W związku z wielością zadań kwestię podróży poślubnej zostawiliśmy na sam koniec, nie wiedząc nawet czy uda się nam wygospodarować na nią jakieś fundusze. W końcu na dwa tygodnie przed ślubem udało się znaleźć ciekawą ofertę na jedną z Wysp Kanaryjskich, a że wcześniej byliśmy już na Teneryfie, która nas oczarowała, postanowiliśmy z niej skorzystać. Wyjazd był bardzo wyjątkowy, począwszy od samych jego okoliczności, przez termin (dwa dni po weselu, dzień po poprawinach), aż po samą wyspę, która zdecydowanie nas nie zawiodła.
Fuerteventura jest jedyną pustynną wyspą spośród Wysp Kanaryjskich. Podobno nazywa się ją "kawałkiem Sahary, który oderwał się od Afryki", co jest jednak jest tylko metaforą, bo geneza wyspy jest typowo wulkaniczna. Panuje tu bardzo suchy klimat i przez większość roku mocno wieje, dlatego też Fuerta uznawana jest za mekkę wind- i kite- surferów. Co ciekawe, kiedy my spędzaliśmy na wyspie swój urlop, przez cały wyjazd praktycznie w ogóle nie wiało, a w dodatku raz nad naszym miastem przeszła ulewa :).
PIERWSZE KROKI
Na wyspę dotarliśmy wieczorem, więc jej charakterystyczny "księżycowy" krajobraz odkryliśmy na dobre dopiero następnego dnia. Hotel Aloe Club, poinformowany przez biuro podróży o charakterze naszego wyjazdu, przywitał nas butelką szampana w apartamencie (dla ścisłości: wina musującego, ale i tak miło). Hotel położony jest na skraju miejscowości Corallejo, a przed nim rozpościerają się ogromne puste przestrzenie, z suchą czerwonawą ziemią. Miasteczko słynie między innymi z pięknej plaży.
KOMUNIKACJA
Lotnisko Aeropuerto de Fuerteventura znajduje się 5 km od Puerto de Rosario, na wschodnim wybrzeżu. Stamtąd, w przypadku braku zorganizowanego transferu, można złapać taksówkę lub autobus do miasta, do którego się wybieramy. Wyspa jest dobrze skomunikowana za pomocą autobusów przewoźnika Tiadhe. Lokalizacja hotelu przy tak niewielkiej powierzchni lądu nie ma większego znaczenia, bo najlepiej zwiedzić całą wyspę podczas pobytu. Nas do plaży dowoził hotelowy autobus, a do centrum można było dość przyjemnym, kilkunastominutowym spacerem. Wyspę zjechaliśmy ile się dało wypożyczonym autem (koszt około 30 € za dobę + koszt paliwa, korzystaliśmy z TEJ firmy).
OD KUCHNI
Nawet jeśli wybierzecie Fuertę w opcji All inclusive, postarajcie się spróbować lokalnej kuchni, która pełna jest ryb i owoców morza. Podobnie jak w Hiszpanii, tutaj też posiłek zaczyna się od niewielkich tapas, aby potem przejść do konkretów. Charakterystycznymi dla Kanarów smakami są dwa dipy: mojo rojo i mojo verde. Pierwszy z nich, czerwony i bardzo pikantny (uwaga delikatne podniebienia, chili w składzie!) podaje się na zimno, głównie do mięs. Drugi, łagodniejszy i zielony, bazuje na kolendrze i świetnie komponuje się z rybami. Sosy można kupić gotowe w marketach, a potem zaserwować znajomym przy oglądaniu zdjęć z wyprawy. Do typowo wyspiarskich specjałów należą sery, produkowane z mleka zwierzęcia, będącego symbolem Fuerty: kozy. Na wyspie żyje ponad 30 odmian kóz, a przy drogach widnieją znaki ostrzegające przed kozami wyskakującymi na jezdnię. Wiadomo - koza jako zwierze mało wybredne kulinarnie, nawet w warunkach pustynnych znajdzie coś do jedzenia.
CORRALEJO
Miasto, w którym się zatrzymaliśmy jest podobno największym kurortem na wyspie. Składa się z dwóch części - "starego portu" i "nowego kurortu". Część pierwsza to ciąg malowniczych alejek, placyków, a także sklepów i restauracji. Nocne życie kwitnie zwłaszcza w okolicach kwadratowego dziedzińca, zwanego "placem muzycznym", przy którym znajdziecie lokali z różnorodną muzyką - od klimatów salsowych po... disco polo (to tam pierwszy raz usłyszeliśmy "Ona tańczy dla mnie" - możecie sobie wyobrazić nasze zdziwienie). W części nowoczesnej, znajdującej się wzdłuż Avenida Nuestra Señora del Carmen, znajduje się również wiele obiektów handlowych oraz pubów i restauracji. To, co jest na pewno ogromną atrakcją miasteczka to piękne, szerokie, piaszczyste plaże. Jedną z najpopularniejszych jest Flag Beach, w pobliżu której postawiono dość potężny hotel Riu. W Corralejo znajduje się Park Narodowy Wydm (Parque Natural de las Dunas de Corralejo), gdzie na obszarze 27 km2 rozpościera się krajobraz trochę jak z Sahary (albo polskiej Łeby ;). Fajne miejsce do obfotografowania.
WYSPA WZDŁUŻ I WSZERZ
Zacznijmy, jak i my zaczęliśmy - od północy wyspy, skąd ruszyliśmy w kierunku południowym. Same krajobrazy robiły na nas niesamowite wrażenie - skaliste, rzadko zaludnione, dzikie. Nie mogłam powstrzymać się od pstrykania fotek.
Naszym pierwszym celem było Villaverde, na północ od którego, przy drodze FV-101, znajduje się jaskinia Cueva del llano. Jest to miejsce, do którego zajrzeć powinni nie tylko pasjonaci geologii - wyprawa do korytarza, powstałego wewnątrz zastygłej lawy, jest ciekawym przeżyciem dla wszystkich (poza cierpiącymi na klaustrofobię - jaskinia jest nieoświetlona, źródłem światła są latarki zamontowane na obowiązkowych do noszenia kaskach). Zebraną co godzinę grupę chętnych po magmowych pasażach oprowadza przewodnik, opowiadając o genezie jaskini, jej dalszych losach, a także odkryciach, jakich w niej dokonano (w Cueva del llano żyje wiele unikatowych gatunków zwierząt, w tym pająk biały; ale spokojnie - bezpośredni kontakt "grozi nam" jedynie z wylegującym się przed wejściem kotem).
W samym Villaverde znajdują się powstałe z częściowo bielonego kamienia wulkanicznego "łaciate" wiatraki, pojawiające się na wielu widokówkach z wyspy i będące kolejnym jej symbolem, podkreślającym wietrzny klimat. Kolejne miejsce, które trzeba obfocić!
Stolicą administracyjną tej części Fuerty jest La Oliva, niewielka mieścinka z wartym zobaczenia kościołem Nuestra Señora de la Candelaria z XVIII wieku. Ciekawym detalem świątyni jest dzwonnica zbudowana z czarnego kamienia wulkanicznego, jak również - wewnątrz - ambona w kształcie kielicha.
La Oliva to też Casa de los Coroneles - imponująca posiadłość dawnego gubernatora wyspy, a obecnie galeria sztuki i ośrodek kultury, otwarty dla zwiedzających.
Wnętrze wyspy to krajobraz górski, ze znajdującymi się gdzieniegdzie urokliwymi miasteczkami. Z La Olivy skierowaliśmy się na południowy-zachód. Odwiedziliśmy Antiguę oraz Betancurię, dwa urocze miasteczka. Przed Antiguą zlokalizowany jest kolejny popularny na zdjęciach z wyspy wiatrak.
Betancuria leży po drugiej - w stosunku do Antiguy- stronie pasma
górskiego. Podobnie jak w Betancurii, zobaczyć możemy tu kolonialne
posiadłości i urokliwe wąskie uliczki. Najwspanialszym elementem wyprawy
między wymienionymi miasteczkami jest sama droga, prowadząca
serpentynami przez wiele punktów widokowych, w tym słynny Mirador de Morro Veloso.
Docieramy w końcu na południe wyspy i popularne wśród turystów Costa Calma. Na rozpoczynającym się w tym miejscu półwyspie Jandía znajduje się wiele wyjątkowo piaszczystych plaż, podobno najpiękniejszych na Wyspach Kanaryjskich. Ze względów czasowych (zwrot auta) nie udaliśmy się wgłąb półwyspu, więc pełnego przeglądu plaż nie udało nam się dokonać.
W drodze powrotnej do Corralejo zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w stolicy wyspy, Puerto del Rosario. Miałam wrażenie, że miasto nie ma wiele do zaoferowania, poza głównym placem z ładnym kościołem, a licznymi knajpkami i sklepami. Może był to wpływ zmęczenia po całym dniu zwiedzania, a może braku ciekawych informacji na temat miasta w przewodniku. W każdym razie cała wycieczka okazała się rewelacyjną przygodą, z której wiele obrazów nadal jest w mojej głowie i, na szczęście, na zdjęciach.
POZA WYSPĄ
Jeśli poza odpoczywaniem na piaszczystych plażach czy przemierzaniu wyspy autem, zapragniecie czegoś więcej, możecie wybrać się na rejs na wyspy okoliczne. Pierwszą z nich jest maleńka Isla de Los Lobos, którą można obejść w ciągu około 2 godzin. Na wyspie znajduje się restauracja i podobno piękna plaża, Playa la Concha. Dotrzeć można tam katamaranem startującym w Corralejo. Poza tym, na cel nieco dłuższej wyprawy można wybrać Lanzalote lub Gran Canarię - inne sąsiadujące z Fuertą Wyspy Kanaryjskie.
Ze względu na panujący na Wyspach Kanaryjskich klimat, nieporównywalne do niczego innego krajobrazy i atmosferę totalnego relaksu, jesteśmy tą krainą zachwyceni. Z tego też powodu pozostałe wyspy zostawiliśmy sobie na kolejne, dłuższe wyprawy, zamiast traktować je typowo "wypadowo". Przed nami są więc jeszcze cztery Kanary do "posmakowania", co mam nadzieję, że nastąpi jak najszybciej.
Przygotowania do ślubu angażują masę energii, czasu i pieniędzy. W związku z wielością zadań kwestię podróży poślubnej zostawiliśmy na sam koniec, nie wiedząc nawet czy uda się nam wygospodarować na nią jakieś fundusze. W końcu na dwa tygodnie przed ślubem udało się znaleźć ciekawą ofertę na jedną z Wysp Kanaryjskich, a że wcześniej byliśmy już na Teneryfie, która nas oczarowała, postanowiliśmy z niej skorzystać. Wyjazd był bardzo wyjątkowy, począwszy od samych jego okoliczności, przez termin (dwa dni po weselu, dzień po poprawinach), aż po samą wyspę, która zdecydowanie nas nie zawiodła.
Fuerteventura jest jedyną pustynną wyspą spośród Wysp Kanaryjskich. Podobno nazywa się ją "kawałkiem Sahary, który oderwał się od Afryki", co jest jednak jest tylko metaforą, bo geneza wyspy jest typowo wulkaniczna. Panuje tu bardzo suchy klimat i przez większość roku mocno wieje, dlatego też Fuerta uznawana jest za mekkę wind- i kite- surferów. Co ciekawe, kiedy my spędzaliśmy na wyspie swój urlop, przez cały wyjazd praktycznie w ogóle nie wiało, a w dodatku raz nad naszym miastem przeszła ulewa :).
PIERWSZE KROKI
Na wyspę dotarliśmy wieczorem, więc jej charakterystyczny "księżycowy" krajobraz odkryliśmy na dobre dopiero następnego dnia. Hotel Aloe Club, poinformowany przez biuro podróży o charakterze naszego wyjazdu, przywitał nas butelką szampana w apartamencie (dla ścisłości: wina musującego, ale i tak miło). Hotel położony jest na skraju miejscowości Corallejo, a przed nim rozpościerają się ogromne puste przestrzenie, z suchą czerwonawą ziemią. Miasteczko słynie między innymi z pięknej plaży.
Lotnisko Aeropuerto de Fuerteventura znajduje się 5 km od Puerto de Rosario, na wschodnim wybrzeżu. Stamtąd, w przypadku braku zorganizowanego transferu, można złapać taksówkę lub autobus do miasta, do którego się wybieramy. Wyspa jest dobrze skomunikowana za pomocą autobusów przewoźnika Tiadhe. Lokalizacja hotelu przy tak niewielkiej powierzchni lądu nie ma większego znaczenia, bo najlepiej zwiedzić całą wyspę podczas pobytu. Nas do plaży dowoził hotelowy autobus, a do centrum można było dość przyjemnym, kilkunastominutowym spacerem. Wyspę zjechaliśmy ile się dało wypożyczonym autem (koszt około 30 € za dobę + koszt paliwa, korzystaliśmy z TEJ firmy).
OD KUCHNI
Nawet jeśli wybierzecie Fuertę w opcji All inclusive, postarajcie się spróbować lokalnej kuchni, która pełna jest ryb i owoców morza. Podobnie jak w Hiszpanii, tutaj też posiłek zaczyna się od niewielkich tapas, aby potem przejść do konkretów. Charakterystycznymi dla Kanarów smakami są dwa dipy: mojo rojo i mojo verde. Pierwszy z nich, czerwony i bardzo pikantny (uwaga delikatne podniebienia, chili w składzie!) podaje się na zimno, głównie do mięs. Drugi, łagodniejszy i zielony, bazuje na kolendrze i świetnie komponuje się z rybami. Sosy można kupić gotowe w marketach, a potem zaserwować znajomym przy oglądaniu zdjęć z wyprawy. Do typowo wyspiarskich specjałów należą sery, produkowane z mleka zwierzęcia, będącego symbolem Fuerty: kozy. Na wyspie żyje ponad 30 odmian kóz, a przy drogach widnieją znaki ostrzegające przed kozami wyskakującymi na jezdnię. Wiadomo - koza jako zwierze mało wybredne kulinarnie, nawet w warunkach pustynnych znajdzie coś do jedzenia.
Ile kóz widzisz na zdjęciu? |
Miasto, w którym się zatrzymaliśmy jest podobno największym kurortem na wyspie. Składa się z dwóch części - "starego portu" i "nowego kurortu". Część pierwsza to ciąg malowniczych alejek, placyków, a także sklepów i restauracji. Nocne życie kwitnie zwłaszcza w okolicach kwadratowego dziedzińca, zwanego "placem muzycznym", przy którym znajdziecie lokali z różnorodną muzyką - od klimatów salsowych po... disco polo (to tam pierwszy raz usłyszeliśmy "Ona tańczy dla mnie" - możecie sobie wyobrazić nasze zdziwienie). W części nowoczesnej, znajdującej się wzdłuż Avenida Nuestra Señora del Carmen, znajduje się również wiele obiektów handlowych oraz pubów i restauracji. To, co jest na pewno ogromną atrakcją miasteczka to piękne, szerokie, piaszczyste plaże. Jedną z najpopularniejszych jest Flag Beach, w pobliżu której postawiono dość potężny hotel Riu. W Corralejo znajduje się Park Narodowy Wydm (Parque Natural de las Dunas de Corralejo), gdzie na obszarze 27 km2 rozpościera się krajobraz trochę jak z Sahary (albo polskiej Łeby ;). Fajne miejsce do obfotografowania.
WYSPA WZDŁUŻ I WSZERZ
Zacznijmy, jak i my zaczęliśmy - od północy wyspy, skąd ruszyliśmy w kierunku południowym. Same krajobrazy robiły na nas niesamowite wrażenie - skaliste, rzadko zaludnione, dzikie. Nie mogłam powstrzymać się od pstrykania fotek.
Naszym pierwszym celem było Villaverde, na północ od którego, przy drodze FV-101, znajduje się jaskinia Cueva del llano. Jest to miejsce, do którego zajrzeć powinni nie tylko pasjonaci geologii - wyprawa do korytarza, powstałego wewnątrz zastygłej lawy, jest ciekawym przeżyciem dla wszystkich (poza cierpiącymi na klaustrofobię - jaskinia jest nieoświetlona, źródłem światła są latarki zamontowane na obowiązkowych do noszenia kaskach). Zebraną co godzinę grupę chętnych po magmowych pasażach oprowadza przewodnik, opowiadając o genezie jaskini, jej dalszych losach, a także odkryciach, jakich w niej dokonano (w Cueva del llano żyje wiele unikatowych gatunków zwierząt, w tym pająk biały; ale spokojnie - bezpośredni kontakt "grozi nam" jedynie z wylegującym się przed wejściem kotem).
Stolicą administracyjną tej części Fuerty jest La Oliva, niewielka mieścinka z wartym zobaczenia kościołem Nuestra Señora de la Candelaria z XVIII wieku. Ciekawym detalem świątyni jest dzwonnica zbudowana z czarnego kamienia wulkanicznego, jak również - wewnątrz - ambona w kształcie kielicha.
La Oliva to też Casa de los Coroneles - imponująca posiadłość dawnego gubernatora wyspy, a obecnie galeria sztuki i ośrodek kultury, otwarty dla zwiedzających.
Betancuria, mimo niewielkich rozmiarów, była niegdyś stolicą wyspy. W
mieście znajduje się kościół Iglesia de Santa María, uznawany za jeden z
najpiękniejszych na wyspie.
Z Betancurii do Pájary jedziemy drogą FV-30, prowadzącą przez grzbiet górski. Widoki znów niesamowite! Trzeba jedynie uważać na kozy, które mogą wyskakiwać wprost pod nadjeżdżające auto.
W Pájarze warto zwrócić uwagę na kościół Nuestra Señora de la Regla, na którego portalu znajdziemy wpływy kultury Azteków - postacie Indian oraz ptaków i zwierząt.
Mały zwrot na północ i docieramy do Ajuy, miejscowości której nazwa jest szczególnie lubiana przez Polaków, ze względów fonetycznych ("j" czytamy tu jak nasze "h", a "y" jako "j"). Miejsce zaliczam do absolutnego "must see" na wyspie, choć tak na prawdę jest niewielką rybacką wioską. To, co przyczynia się do jej wyjątkowości to plaża z czarnym piaskiem (Playa Negras), świetne restauracje ze świeżymi rybami oraz skalisty klif, w którym wiatr i fale wyrzeźbiły jaskinie, częściowo dostępne dla turystów. W drodze powrotnej do Corralejo zatrzymaliśmy się jeszcze na chwilę w stolicy wyspy, Puerto del Rosario. Miałam wrażenie, że miasto nie ma wiele do zaoferowania, poza głównym placem z ładnym kościołem, a licznymi knajpkami i sklepami. Może był to wpływ zmęczenia po całym dniu zwiedzania, a może braku ciekawych informacji na temat miasta w przewodniku. W każdym razie cała wycieczka okazała się rewelacyjną przygodą, z której wiele obrazów nadal jest w mojej głowie i, na szczęście, na zdjęciach.
Jeśli poza odpoczywaniem na piaszczystych plażach czy przemierzaniu wyspy autem, zapragniecie czegoś więcej, możecie wybrać się na rejs na wyspy okoliczne. Pierwszą z nich jest maleńka Isla de Los Lobos, którą można obejść w ciągu około 2 godzin. Na wyspie znajduje się restauracja i podobno piękna plaża, Playa la Concha. Dotrzeć można tam katamaranem startującym w Corralejo. Poza tym, na cel nieco dłuższej wyprawy można wybrać Lanzalote lub Gran Canarię - inne sąsiadujące z Fuertą Wyspy Kanaryjskie.
Ze względu na panujący na Wyspach Kanaryjskich klimat, nieporównywalne do niczego innego krajobrazy i atmosferę totalnego relaksu, jesteśmy tą krainą zachwyceni. Z tego też powodu pozostałe wyspy zostawiliśmy sobie na kolejne, dłuższe wyprawy, zamiast traktować je typowo "wypadowo". Przed nami są więc jeszcze cztery Kanary do "posmakowania", co mam nadzieję, że nastąpi jak najszybciej.
pięknie :D
OdpowiedzUsuńczytałam i ..... ja chcę na wakacje!!!!!!
OdpowiedzUsuńpiękne miejsca! dotąd udało mi się odwiedzić tylko lanzarote, bardzo polecam :)
OdpowiedzUsuńpiękne zdjęcia :-) z Kanarów najbardziej polecam La Palmę;-)
OdpowiedzUsuńDzięki Kasiu! Moim marzeniem jest zaliczyć każdą z wysp i wtedy stworzyć sobie własny ranking, od najlepszego Kanara po najsłabszy ;)
UsuńMnie niestety Fuerteventura nie zachwyciła. Ja lubię zieleń, przyrodę, a tam jest tak wulkanicznie. Ponoć Teneryfa jest bardziej zielona. Dla mnie idealnym miejscem jest Chorwacja, a region Istria, o którym możecie przeczytać na https://istria.pl/ jest mi najbliższy. Lubię tam spędzać czas z rodziną. Polecam!
OdpowiedzUsuń