24 marca 2015

Wrocław jak z bajki

To chyba pierwsze polskie miasto, o którym piszę i od razu w tytule, że jak z bajki. Ani się nie spostrzeżecie jak popłyną deklaracje, że mogłabym w nim zamieszkać ;-). Wrocław ma wiele zalet, a od mojego ideału dzieli go chyba tylko brak dostępu do morza i śródziemnomorskiego klimatu. Co urzeka mnie w tym mieście na tyle, że chciałabym zostać jego królewną? Czy baśniowe klimaty rzeczywiście są jemu nieobce? Czy wszyscy żyją w nim długo i szczęśliwie? Dowiecie się o tym już za chwilę...

DAWNO, DAWNO TEMU...
Kiedy byłam w trzeciej klasie podstawówki, a na walkmanie słuchało się kaset Varius Manx i Edyty Bartoszewicz, pojechałam na wycieczkę szkolną do miasta Panoramy Racławickiej i wielkiego ZOO. Z bajek na tapecie była wtedy "Czarodziejka z księżyca", a z miasta najbardziej zapamiętałam, że kręcą w nim "Z kamerą wśród zwierząt”.
Potem były inne bajki i inna muzyka, a we Wrocławiu co jakiś czas zdarzało mi się być - przejazdem i służbowo. Turystycznie odwiedziłam go w czerwcu 2014. Rowerowe wycieczki, świetne jedzenie, no i magiczny klimat - zaiskrzyło na tyle, że bardzo chciam to powtórzyć. Kiedy więc otrzymałam zaproszenie od  nowego hotelu Ibis Styles, nie zastanawiam się długo. Pobiegłam za króliczkiem, by sprawdzić co jest po drugiej stronie lustra. 
BAJKA O NOCLEGU W KRAINIE CZARÓW
Z Poznania do Wrocławia jedzie się bardzo spoko - zarówno autem, jak i Polskim Busem czy pociągiem. Ten ostatni ma taką przewagę nad pozostałymi, że wysiada się na pięknym dworcu.

Kilka kroków od dworca, przy placu Konstytucji 3 maja, znajduje się hotel, w którym się zatrzymaliśmy. Zostam poproszona o opinię na temat tego miejsca, dlatego staram się zwracać uwagę na jak najwięcej szczegółów. Pierwsze punkty na plus to lokalizacja. Jeśli sąsiedztwo dworca to mało, to obok hotelu znajduje się również przystanek autobusu linii 406, jadącej na lotnisko. Intrygująca jest też forma samego budynku. 
Lepsze kryje się jednak w środku. Ibis Styles został otwarty kilka miesięcy temu, a od innych hoteli sieci odróżnia go bardzo ciekawy pomysł na wystrój, zbudowany wokół baśni o Alicji w krainie czarów.
Zaproszenie mówiło o odważnym designie i surrealistycznych wnętrzach i tego rzeczywiście można się spodziewać. Najfajniejsza jest zabawa konwencją i dbałość o szczegóły nawiązujące do motywu przewodniego.
Zameldowanie poszło miło i bezproblemowo (mimo błędu w rezerwacji, co było po części moją wtopą), a potem było jeszcze ciekawiej :-).
Alicja zapewne mieszka w tym hotelu na stałe, bo w pokoju znajdowały się małe drzwi, którymi przechodzi do innego świata - po wypiciu eliksiru pomniejszającego. Doczekała się też uwiecznienia w łazience.
Bajki bajkami, ale największe wrażenie robi widok z ogromnego (na szerokość całej ściany) okna pokoju. Architekty wiedziały jak wywołać efekt WOW :-).
BAJKA O JELONKU BAMBIE...
Nawet w najpiękniejszym pokoju hotelowym nie ma co przesiadywać, choć z tego wychodziło się nam bardzo trudno. Natury się jednak nie oszuka i głód wywiódł nas na zewnątrz, a właściwie to na parter, gdzie mieści się hotelowa restauracja Czary Mary.

Nieczęsto jadamy kolacje w hotelowych restauracjach. Zawsze jakoś tak szkoda jeść na miejscu, kiedy na mieście czeka tyle ciekawych knajpek. To jednak trochę inny przypadek. Z jednej strony stanowi integralną część hotelu i krainę czarów, w której Alicja popija herbatkę z Królikiem, z drugiej - jest po prostu miejską restauracją, otwartą na gości z zewnątrz - i z tego co widzieliśmy, całkiem wśród Wrocławian popularną.
Z ładnej miski się najesz, w ładnej knajpce czasem tak. Ogromny plus za menu Czary Mary: niebanalne połączenia, wyszukane składniki, dania wartościowe odżywczo i... estetycznie. Uwielbiam kiedy danie jest pięknie podane, nie lubię kiedy oznacza to mikro-porcję i kilka artystycznych maziajów sosem po talerzu.Tu nie było tego problemu. Jedynym mankamentem jest to, że nie mieliśmy miejsca na deser (a suflet czekoladowy marzy mi się do dziś).
Zaczęliśmy od consommé z podgrzybków i borowików, z salsą truflową i chipsami z topinambura (po lewej) oraz kremu z botwinki, szpinaku i cebuli z żółtkiem sous-vide (po prawej). Grzybowa była aksamitna i aromatyczna niczym... czekolada :-).
Potem była przystawka i główne danie, które zaprzeczają tezie, że we Wrocławiu wszyscy żyją długo i szczęśliwie. Nie dotyczy to przynajmniej bohaterów dań, które wybrał Mąż - krewetek tygrysich (w białym pieprzu, z białą komosą i pianką cytrynowa) i sarny (comber z warzywami). Moje risotto z buraka na szczęście nigdy nie miało oczu, ani raciczek. Za to smak miało świetny, lekko podkręcony chrzanem.  To była prawdziwa uczta.
 ... I O INNYCH ZWIERZĄTKACH
Wrocław ogólnie kojarzy mi się z dobrym jedzeniem, szczególnie wegańskim. Latem odwiedziłam Złe Mięso - całkiem spoko, choć znacznie lepiej oceniam niepozorny z zewnątrz bar VEGA na Rynku. Świetne jedzenie, przyzwoite ceny i misja pomocy zwierzętom, co jest mi bliskie. Dobra wskazówka: wejdźcie na pierwsze piętro - nowsze wnętrze (w czerwcu nie było jeszcze w użytku, teraz już jest), mniejszy tłok i... wegańskie lody w kilku smakach <3.  
Tym razem udało nam się również zajrzeć do kawiarni Machina Organika na Ruskiej. Pierwszy raz jadłam witariańskie ciasto. W tym przypadku nawet orzeszków nic nie bolało przy przyrządzaniu :-).
Mięsożerców uspokajam: też znajdziecie we Wrocławiu coś dla siebie, nie tylko sarninę ;-). Fajnym miejscem jest Szynkarnia - od śniadań po wieczorne piwko. Fanom tradycyjnego browaru poleca się Spiż. Nie piję piwa - chłopakom pasowało, ale niefajnie wspominam tamtejszą obsługę. Nieogarnięta i niezbyt przyjemna.
O MAGNETYCZNYM RYNKU I (WIELE WIĘCEJ NIŻ 7) KRASNOLUDKACH
Na Rynku we Wrocławiu zawsze jest dużo ludzi, ale to nie jedyna społeczność zamieszkująca stare miasto. Jest tu też aktualnie ponad 300 krasnali. Kiedyś wydawało mi się to trochę pretensjonalne, jednak teraz myślę, że to całkiem fajny akcent przewijający się tu i tam, no i kolejny dowód na baśniowość miasta.
Największa magia uruchamia się wieczorem i po zmroku. Uliczki robią się złote, a budynki rozpoczynają swoja grę świateł.
Zabytkowe kamienice i modernistyczna architektura żyją w zgodnym sąsiedztwie podobnie jak ludzie i krasnoludki. Jedni nie przeszkadzają drugim, tylko życzliwie się obserwują.
BAJKA O DWÓCH WIEŻACH I TYCH, CO NA DWÓCH KÓŁKACH
Na każde miasto dobrze czasem spojrzeć z góry. We Wrocławiu mamy ku temu co najmniej dwie możliwości - jedna dla tradycjonalistów, druga dla maksymalistów. Pierwsza to wieża kościoła Świętej Elżbiety i można się na nią wspiąć po schodach za cenę kilku złotych. Warto, bo widoki piękne.
Druga to Sky Tower, najwyższy budynek w Polsce. Niestety, jak to zwykle bywa z tym, co naj, dostęp jest już nieco trudniejszy - wjazd kosztuje kilkanaście złotych, a bilet trzeba kupić z wyprzedzeniem (niestety nie ma sprzedaży przez internet). Niestety nam się nie udało załapać, więc zostawiamy na kolejny raz, bo podobno warto.
Nie trzeba zachodzić aż tak wysoko, by spędzić we Wrocławiu dobrze czas. Recepta na to jest na poziomie chodnika, a właściwie... dróg rowerowych. Infrastruktura rowerowa jest tu niesamowicie rozwinięta, na co duży wpływ miał odpowiedzialny za nią Oficer Rowerowy. Zazdrościć takiego specjalisty i mądrych władz, które go słuchają.  Ale może w Poznaniu też tak wkrótce będzie :-).

Jest po czym jeździć, na czym (rozbudowany system rowerów miejskich) i dokąd - gdzie nas kółka poniosą znajdzie się coś ładnego.
BAJKA O UKRYTYCH SKARBACH I KULTURZE PRZEZ RÓŻNE "Q"
Nawet jeśli nie przyjechaliśmy do Wrocławia ze specjalnie kulturowych pobudek jest ogromne prawdopodobieństwo, że trafimy na coś ciekawego. W czerwcu przypadkiem przejeżdżaliśmy rowerami obok wystawy poświęconej... rowerom.
Podczas wieczornego spaceru za to, zupełnie przypadkiem, bo w poszukiwaniu toalety, trafiliśmy na wystawę, po której kilka tygodni nie mogłam się pozbierać. Tyle było w niej treści, że długo potem myślałam o poruszanych problemach. Miasto - stan zapalny, w ramach festiwalu Survival, kiedy to sztuka prezentowana jest w nietypowych, często zapomnianych przestrzeniach miejskich, z zaakcentowaniem ich pierwotnej funkcji.
W dawnej siedzibie Instytutu Farmacji Akademii Medycznej artyści przedstawili różne stany zapalne, jakie dotykają miast - żywych organizmów - i ich poszczególnych "organów", w tym ludzi. Jednostkowe stany chorobowe powiązano ze współczesną kulturą i świadomością społeczną. Realizacje nawiązywały do historii budynku i jego konotacji z medycyną.
W przeddzień Dnia Kobiet zachciało mi się kina. Jechać do innego miasta i iść do kina? Niby nie ma sensu, ale jak się doda, że w Poznaniu nie mamy ostatnio na to czasowo-organizacyjnych możliwości, a poza tym nie ma takiego fajnego kina, to zaczyna to mieć ręce i nogi.
Kino Nowe Horyzonty. Wybrałam film niespecjalnie horyzonty poszerzający - powiedzmy, że taka współczesna wersja bajki o Kopciuszku. Dla dorosłych i - podobno - kur domowych. No, ale przecież dzień kobiet ;)

JAK SIĘ TA BAJKA KOŃCZY?
Morał z mojej bajki o Wrocławiu jest taki, że czasem nie trzeba jechać daleko, by zobaczyć, przeżyć i posmakować czegoś wyjątkowego. Niezapomniana przygoda może zacząć się od niebanalnego hotelu. Wystarczy wpuścić trochę magii do swojej codzienności i pobiec za odpowiednim Króliczkiem. Ciąg dalszy dopiszcie sobie sami :-).

* * *

PS. Podziękowania dla wrocławskiego hotelu Ibis Styles i jego bardzo uprzejmej obsługi. Szczególnie uznanie dla załogi kuchni - kolacja i śniadanie były wielką przyjemnością :-) Zainteresowanych zatrzymaniem się w tym miejscu odsyłam do strony hotelu.



19 komentarzy:

  1. Kurczę, wstyd się przyznać.. Ale nigdy nie byłam w centrum Wrocławia.. Zjechałam pół Europy, ale tam mnie jeszcze nie było.. Dotychczas moje wizyty we Wrocku ograniczały się do przesiadki na dworcu kolejowym i papierosem przed dworcem.. A tam tak ładnie! Świetne zdjęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem o czym mówisz Angela :-). Tu się okazuje, że taki Wrocław na tle Europy nie ma się czego powstydzić, jest bardzo ciekawym miastem. Wpadnij koniecznie i obczaj sama. Dzięki i pozdrawiam!

      Usuń
  2. Bardzo ciekawy wpis. Wroclaw to zdecydowanie moj numer jeden w Polsce :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zabrakło mi tylko zdjęć z Ostrowa Tumskiego, uwielbiam się tam szwendać, szczególnie wieczorem. Bardzo fajny wpis i świetne zdjęcia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, a co do krasnali to tu jest parę słów skąd się wzięły :)

      http://pl.wikipedia.org/wiki/Wroc%C5%82awskie_krasnale

      Pozdrawiam! :)

      Usuń
    2. Dzięlki Ollie! Ostrowa rzeczywiście trochę brakuje, ale nie chciałam przeciążać wpisu. Dzięki za komentarz i za info i krasnalach :)

      Usuń
  4. Na studiach spedzilam we Wroclawiu 2 tygodnie i tez sie w tym miescie zakochalam:) Piekne, zadbane, odwazne i takie swiatowe!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odważne miasto - nigdy bym takiego określenia nie użyła, a pasuje idealnie! Inspirujące, dzięki!

      Usuń
  5. Potwierdzam, że Wrocław jest magiczny i znajduje się w nim wiele ciekawych miejsc.
    Widok ze Sky Towera może nie jest rewelacyjny ale warty grzechu :)
    jak chcesz looknij do mnie -> http://www.lkedzierski.com/polska/panorama-wroclawia-ze-sky-tower/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Łooooo teraz to jeszcze bardziej mi szkoda, że nie udało się nam zobaczyć widoku z góry :(. Świetne fotki, chyba też wybierzemy się po zmroku przy najbliższej okazji :)

      Usuń
  6. Nadal mam swojego walkmana i kasety!

    Hotel wygląda zjawiskowo! Jeśli lubisz takie klimaty, to podczas wizyty w Warszawie polecam: https://www.facebook.com/media/set/?set=a.264168140441054.1073741830.221071904750678&type=3

    Nigdy nie byłam we Wrocławiu, chyba powinnam nadrobić zaległości. Zachęcasz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już nie mam takich sprzętów, a szkoda - dzieciom bym kiedyś pokazała :D. Dzięki za rekomendację knajpki - chętnie obczaję przy okazji pobytu w Wawie, ciekawe wnętrze, podoba mi się. No, to ja do Wawy, Ty do Wrocławia - kiedy jedziemy? ;-)

      Usuń
  7. Bardzo lubie Wroclaw, a w Twoim wydaniu jest szczegolnie zachecajacy. Swietny hotel, a to jedzenie! Slinka cieknie. Glodna jestem, czas na lunch ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie zapomnę smaku tej grzybowej zupy - obłędna :-). Dzięki i miłego lunchowania (wcześnie się za nie zabierasz :D). Pozdrawiam!

      Usuń
  8. krasnale są super, znakomity ktoś miał pomysł, bo mnie na przykład to zachęca bardzo do odwiedzania Wrocławia. uwielbiam te małe stworki. lodziarza jeszcze nie widziałam :) tym bardziej mi żal, że nasze miasto wręcz zniechęca do odwiedzania go różnymi absurdalnymi decyzjami, choćby stopniem skomplikowania i samymi opłatami za komunikację miejską... we Wrocławiu co prawda nigdy nie mieszkałam, być może jest podobnie, no ale na pierwszy rzut oka widać kontrast w zarządzaniu miastami, szkoda.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. no i choćby przykład samego dworca pokazuje to bardzo mocno. we Wrocławiu pięknie wyremontowano to co było i to, co jest piękne i zabytkowe. u nas... wstyd i brak słów :/

      Usuń
    2. Różnice w zarządzaniu miastem jak na moje oko najbardziej widać na przykładzie rowerów. Np. śluzy rowerowe - pierwsze w Polsce, u nas w Pń wciąż "nie da się", przez co skręcanie w lewo rowerem to horror :/.

      Usuń
  9. Dostałam się kiedyś na Kulturoznawstwo do Wrocławia, ale dostałam się też do Warszawy i w końcu wybrałam stolicę. Do dziś się czasem zastanawiam co by było gdyby... bo Wrocław uwielbiam :) Ale wtedy może bym nie wylądowała w Chile i nie zjeżdżała Ameryki Południowej :) Pozdrawiam z Santiago!

    OdpowiedzUsuń
  10. Wow, takich pozdrowień jeszcze nie dostałam :-). Super wyprawa, zazdroszczę troszkę, bo też mi się marzy Ameryka Południowa. Póki co żadnej Ameryki jeszcze nie odkryłam :]. Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...