ROMA czytane od tyłu daje nam AMOR. Myślę, że to nie jest przypadek. Rzym jest miastem, w którym na prawdę można się zakochać. Ja w każdym razie uległam, choć leciałam do Rzymu myśląc: co tam takiego może być? Czym wszyscy się tak zachwycają? Wystarczyło kilka dni by moje myślenie kompletnie się zmieniło :-).
Do Rzymu polecieliśmy zimą, która - czego wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy - miała się ciągnąć jeszcze długie miesiące. Pakując się do końca nie mogliśmy zadecydować - brać kurtki puchowe czy lżejsze płaszcze? Będziemy marzli czy tam już jest cieplej? Prognozy przewidywały rozpiętość temperaturową od 0 stopni do 18, wobec czego spakowanie się w podręczny bagaż było nie lada wyzwaniem. W końcu wybraliśmy lżejsze okrycia i dobrze zrobiliśmy. Włochy przywitały nas przyjemnym śródziemnomorskim powietrzem. Z lotniska do miasta dostaliśmy się w około 1,5 godziny. Spod samego lotniska Ciampino wsiada się w autobus, który dowozi nas do końcowej stacji metra - Anagnina. Stamtąd kilkanaście stacji dalej, w pobliżu stacji Ottaviano, znajdował się nasz apartament. Do Rzymu przyjechaliśmy większą grupą (5 osób), wobec czego zaproponowano nam odrębny apartament, poza głównym kompleksem przy Borgo Pio 91. Miejsce okazało się bardzo przestronne i wygodne - każdy miał kąt dla siebie, a do wspólnej dyspozycji mieliśmy też kuchnię i mały taras. Pierwszy spacer po okolicach upewnił nas, że wybraliśmy dobrą lokalizację - 10 minut pieszo od Placu Świętego Piotra.
Termin lotu wybieraliśmy kierując się cenami biletów, a więc zadecydował o tym kompletny przypadek. Kilka dni po tym, jak dokonaliśmy rezerwacji okazało się, że Papież Benedykt XVI abdykuje, a uroczystości pożegnalne zaplanowane są dokładnie w czasie naszego wyjazdu. W związku z tym środowe przedpołudnie spędziliśmy na Placu Świętego Piotra, wraz z wielonarodowościowymi tłumami skandującymi: Be-ne-detto! Takie wydarzenie ma miejsce drugi raz w historii Kościoła, a więc mieliśmy poczucie uczestniczenia w czymś wyjątkowym - nawet jeśli zadecydował o tym ślepy los :-).
Po uroczystościach "wypłynęliśmy" wraz z tłumem z Placu Świętego Piotra i po krótkim odpoczynku wyruszyliśmy w miasto. Spokojnym spacerem udaliśmy się w kierunku Piazza del Popolo. Po drodze mogliśmy poczuć klimat miasta - z jednej strony dość hałaśliwego, zatłoczonego, z kierowcami o bardzo elastycznym podejściu do przepisów ruchu drogowego - ale z drugiej strony bardzo urokliwego, w którym praktycznie na każdym kroku można by przystanąć i się czymś pozachwycać.
Rowerzystów w Rzymie jest raczej niewiele - dominują samochody i skutery |
Piazza del Popolo, czyli Plac Ludu, to odwieczne miejsce zgromadzeń mieszkańców Rzymu. Dawniej przeprowadzano tu między innymi egzekucje. Współcześnie zaś, kiedy słyszymy o strajkach, pochodach czy manifestacjach w Rzymie, najpewniej odbywają się one właśnie w tym miejscu. Nazwa miejsca wzięła się od kościoła Santa Maria del Popolo, który postawiony został na dawnym miejscu pochówku Nerona. Grób tak złego człowieka nawiedzały podobno złe moce, wobec czego postanowiono jego szczątki wrzucić do Tybru, a w miejscu grobowca zbudować kościół. Na środku placu znajduje się obelisk - jeden z wielu w stolicy Włoch. Ten pochodzi z Egiptu, z XIII wieku p.n.e. Wejście do placu stanowi brama Porta Flamina (pozostałość starożytnego muru Aureliańskiego), boki mają kształt półkola, a u wyjścia stoją dwa bliźniacze kościoły: Santa Maria dei Miracoli oraz Santa Maria in Montesanto.
Przy placu zbiegają się trzy główne aleje handlowe Rzymu: Via del Corso, Via del Babuino i Via Repetta. My przespacerowaliśmy się dalej pierwszą z nich i udało nam się jakoś przed zakupowym szaleństwem powstrzymać ;-). Co tam zakupy kiedy kawałek dalej czekały na nas Schody Hiszpańskie!
Przy schodach zaliczyliśmy pierwszy z obowiązkowych punktów pt. "ZJEDZ": lody! Wybór lodziarni był przypadkowy i trudno mi teraz nawet przypomnieć sobie nazwę, ale tego typu miejsca są w Rzymie na każdym kroku. W każdym razie widząc napis Gelateria nie wolno pozostać obojętnym. OK, lody mają na pewno masę cukru i śmietany w składzie, ale dla takiego smaku od czasu do czasu można zgrzeszyć. Porcja gelato italiano to aksamitna, gęsta masa, pełna wszelakich dodatków - czekolady, orzechów czy owoców, w zależności od smaku - i znacznie różni się od mdłych wodnistych "gałek", jakie można kupić w Polsce. Siedząc sobie na Schodach Hiszpańskich, wygrzewając się w cieple włoskiego słoneczka i zajadając takie pyszności za około 2 € można zapragnąć by właśnie tak wyglądał nasz luty każdego roku :-). Sam Plac Hiszpański przyciąga swoim urokiem zarówno turystów, jak i mieszkańców miasta. W ciągu naszego pobytu zaglądaliśmy na niego kilkukrotnie, w tym raz w nocy, i nigdy nie zdarzyło się by było pusto. Nazwa pochodzi od istniejącego tu w przeszłości pałacu Ambasady Królestwa Hiszpanii. U podnóża słynnych schodów znajduje się fontanna w kształcie łodzi, a nad nimi widnieje kościół Najświętszej Trójcy, wzdłuż którego prowadzi wąska uliczka, z której rozpościera się piękny widok na miasto.
Rzym to niestety nie tylko Dolce Vita - w mieście widać bardzo wielu żebrzących ludzi. Nigdy nie spotkałam się z taką ilością tego typu osób i zastanawiam się z czego to może wynikać - może z łagodnego klimatu (chyba łatwiej żyć na ulicy przy włoskich temperaturach niż przy polskich), może z opieszałości służb miejskich, a może przyczyna jest jeszcze gdzieś indziej. Trudno powiedzieć.
Kolejnym punktem naszego zwiedzania była Fontana di Trevi - chyba najbardziej znana z rzymskich fontann, jeśli nie nawet jedna z najbardziej znanych w Europie. Podobno wrzucenie monety do wody zapewnia, że wrócimy jeszcze do Rzymu (chyba każde większe miasto ma tego typu przesąd, tylko formy tego zapewniania sobie powrotu są różne ;), a im więcej wrzucimy tym większe na to szanse. Jako rodowici Poznaniacy nie daliśmy się nabrać - dla spokoju ducha wrzuciliśmy po groszaku, a do Rzymu i tak na pewno jeszcze wrócimy!
To miasto jest niesamowite. Kilka uliczek dalej i kolejne tak ważne miejsce - Panteon, jeden z najważniejszych zabytków architektonicznych starożytnego Rzymu. Podobno jego obecna forma to tylko namiastka świetności sprzed lat, ale i tak robi niesamowite wrażenie. Pochodzący z 27 r. p.n.e. Panteon powstał jako świątynia bóstw planetarnych, a od 609 r. służy jako świątynia katolicka. Budowla ma kształt rotundy. Portyk wspiera 16 kolumn o wysokości ponad 12 metrów. Wnętrze ma kształt koła, a w centrum sklepienia zachowano oryginalny otwór odsłaniający niebo.
Po drodze z Panteonu wstąpiliśmy jeszcze na Piazza Navona. Byliśmy już nieźle zmęczeni, więc znajdujący się przy nim kościół Świętej Agnieszki w Agonii pasował do naszego poziomu energii ;-). Plac służył kiedyś jako stadion, na którym odbywały się igrzyska i zawody atletyczne. Podobno pełnił również funkcję basenu do rozgrywania pokazowych bitew morskich. Na placu znajdują się trzy fontanny: Maura, Neptuna i Czterech Rzek. Wspomniany przeze mnie kościół Sant'Agnese in Agone powstał rzekomo w miejscu, w którym obnażono i przytwierdzono do pręgierza Świętą Agnieszkę. Wnętrze barokowej świątyni zdobi ogromna kopuła pokryta freskami przedstawiającymi Raj.
Kolejny dzień i dalsze zwiedzanie, tym razem zaczęliśmy od "POMÓDL SIĘ" i to nie byle gdzie, bo w Bazylice Świętego Piotra, w której znajduje się grób samego Piotra Apostoła, jak i jego późniejszego następcy - Jana Pawła II. Nie sposób wymienić wszystkiego, co znajduje się w tej ogromnej (druga pod względem wielkości na świecie, największa w Europie) świątyni. Do najważniejszych punktów do zobaczenia należy na pewno ołtarz główny, a także "Pieta" Michała Anioła.
W centrum Bazyliki znajduje się podtrzymywana przez cztery ogromne filary kopiła, zaprojektowana przez Michała Anioła. Na kopułę można wejść i na prawdę warto to zrobić. Wjazd windą + wejście po kilkudziesięciu stopniach na samą górę kosztuje 8 €. Po drodze z bliska możemy przyjrzeć się freskom Michała Anioła zdobiącym kopułę. Docelowo trafiamy w miejsce, skąd rozpościera się wspaniały widok na Plac Świętego Piotra, Ogrody Watykańskie, a także całe Wieczne Miasto.
Niestety nie udało nam się zobaczyć Kaplicy Sykstyńskiej - była niedostępna dla zwiedzających ze względu na zbliżające się Konklawe. Nie widzieliśmy też Muzeów Watykańskich ze względu na ograniczenie czasowe. Rzymu nie da się jednak poznać w czasie jednego wyjazdu, zawsze zostanie coś na następny raz :-). Z Placu Świętego Piotra podążyliśmy w kierunku Mostu Świętego Anioła i Zamku. Most łączy oba brzegi Tybru i stanowi popularne tło dla scen filmowych. Zamek to znana z pocztówek budowla w kształcie rotundy, która powstała jako mauzoleum cesarza Hadriana, a później pełniła funkcje obronne.
W okolicach Campo de' Fiori, jednego z najbardziej z znanych placów w Rzymie, na którym w XVII wieku dokonano egzekucji Giordano Bruno, a obecnie odbywa się targ owocowo-warzywno-różnoraki, my zaliczyliśmy kolejne ważne "ZJEDZ". Tym razem było równie niezdrowo, ale także pysznie: pizza! Rzymska pizza w moim prywatnym rankingu nie ma sobie równych. Sprzedaje się ją na wagę, podając tak duży prostokątny kawałek jak tylko sobie życzymy. Pizza składa się z cienkiego ciasta, mocno nasączonego oliwą i prostych dodatków w różnych konfiguracjach: oliwki, szynka, pomidory, ser, rukola, szpinak, a nawet cukinia czy ziemniaki. Sprzedawca podgrzewa nasz kawałek w piecu, podaje w papierku i takie niezdrowe smakowitości bierzemy "na wynos", jak kanapkę. Koszt niewielki, bo około 2-3 euro, a można zaspokoić głód na jakiś czas. Taka pizza była naszym głównym pożywieniem w czasie wyjazdu. Ba, nawet przywieźliśmy trochę do domu (niestety odgrzana w piekarniku nie smakuje już tak dobrze). Kolejne przewinienie przeciwko zdrowemu żywieniu, ale znowu - jakie smaczne!
Kolejne kilkanaście minut spaceru i kolejne fantastyczne miejsce - dla wielbicieli zabytków i nie tylko. Na Largo di Torre Argentina pozostałościami po starożytnym Rzymie zarządzają bowiem... koty! Na placu znajdują się pozostałości po kilku świątyniach z IV wieku p.n.e, wśród których spacerują leniwie koty z pobliskiego schroniska. Niektóre z nich dają się pogłaskać, inne reagują prezentacją pazurów. Do schroniska można wejść i zobaczyć więcej stałych bywalców placu, można też wspomóc jego działalność dotacją.
Z placu kotów dotarliśmy do Piazza Venezia, przy którym znajduje się największa pamiątka zjednoczenia Włoch - pomnik Wiktora Emanuela II. Wykonany z białego marmuru ogromny pomnik, zwany przez Włochów maszyną do pisania, jest chroniony przez wartę żołnierzy i stanowi jednocześnie taras widokowy, na który możemy dostać się bezpłatnie, po schodach.
Tuż obok pomnika Emanuela znajduje się Kapitol - najważniejsze ze wzgórz, na którym zbudowano Rzym. Na szczyt prowadzą schody, których strzegą dwa potężne lwy.
Dosłownie tuż obok Kapitolu, niejako na jego tyłach, znajduje się Forum Romanum, na którym odbywały się ważniejsze spektakle dla Rzymian jeszcze przed powstaniem Koloseum. Ten rozległy, pełen wyjątkowych pozostałości architektonicznych obszar, można zwiedzać w godzinach 8:30-18:30 (wejście dla ostatnich zwiedzających o 17:30). My pojawiliśmy się tam już po tych godzinach, więc pozostało nam jedynie zdjęcie z tarasu widokowego. Kolejne miejsce do zobaczenia następnym razem :-).
"Gdy zbudowano Koloseum, zbudowano Rzym. Gdy zburzone zostanie Koloseum, zburzony zostanie Rzym. Gdy przestanie istnieć Rzym, skończy się Świat." - taką przepowiednię pewnego mnicha z przełomu VII i VIII wieku przytacza przewodnik, z którego korzystaliśmy. Koloseum jest chyba najbardziej rozpoznawanym symbolem Rzymu. Pewnie gdyby w Familiadzie pojawiło się pytanie "Z czym kojarzy ci się Rzym?" większość ankietowanych wskazało by właśnie na ten zabytek. I choć jego stan odbiega znacznie od czasów dawnej świetności i tak robi niesamowite wrażenie - przede wszystkim ogromem, ale także świadomością tego, co rozgrywało się w tym miejscu setki lat temu. Aby wejść do środka Koloseum należy stanąć w dość długiej kolejce, a następnie kupić wejściówkę w cenie 15 euro. My stojąc przed amfiteatrem mieliśmy okazję widzieć lecący nad nim helikopter papieski, w którym znajdował się żegnający się z Rzymem Benedykt. Taka okazja do świetnego zdjęcia! Ale pomyśleliśmy o tym po fakcie, kiedy już poleciał dalej :-). Zdjęcie trafiło do naszego nieistniejącego albumu "zdjęć, których nie zrobiliśmy" i zajmuje w nim jedno z najlepszych pozycji.
Przeglądam tego posta i zastanawiam się - czy ktoś w ogóle doczyta go do tego miejsca? Jest już przydługawy, a przecież jeszcze tyle miejsc jest do opisania! Heh, co zrobić, to jest takie miasto, powtarzam to po raz kolejny :-). Po drodze z Koloseum zajrzeliśmy do Ust Prawdy. Na szczęście były już zamknięte za kratami, dzięki czemu ominęła mnie próba prawdomówności i mam czym teraz pisać ;-).
Później, po spacerze wzdłuż Circus Maximus, przekroczyliśmy Tyber w miejscu, które przypomina bardziej Paryż niż Rzym - przez wysepkę Tiberina, aby dostać się do Zatybrza, dzielnicy, którą szczególnie upodobali sobie Amerykanie. Na Zatybrzu częściej słychać język angielski niż włoski, wśród małych uliczek pełno angielskojęzycznych knajpek i w ogóle atmosfera jest mniej włoska, a bardziej światowa. W tej części Rzymu spotkać można postacie niczym z filmu Woddy'ego Allena. Kto wie, może bywa tutaj sam reżyser?
Kolejnego dnia naszego pobytu w Rzymie byliśmy już bardzo zmęczeni kilkunastokilometrowymi spacerami po mieście i chcąc poznać jego bardziej odległe punkty w mniej absorbujący siły sposób, kupiliśmy bilet dobowy na komunikację miejską. Taki bilet kosztuje 6 € i upoważnia do przejazdu wszystkimi liniami metra, tramwajów i autobusów na terenie miasta od momentu skasowania biletu do godziny 24:00. Dzięki przemieszczaniu się w ten sposób mieliśmy okazję zobaczyć nieco nowocześniejsze oblicze Rzymu. Z bardziej klasycznych punktów programu warto wspomnieć o Bazylice Matki Bożej Anielskiej i Męczenników, która powstała na ruinach Term Dioklecjana. Kościół mieści się przy Piazza della Repubblica i został zaprojektowany przez samego Michała Anioła. Na drzwiach i wewnątrz świątyni znajdziemy polski akcent - rzeźby Igora Mitoraja, które, chociaż są całkiem współczesne, idealnie wpasowują się do wystroju.
Kościołem, który zachwycił mnie w Rzymie najbardziej, bijąc na głowę watykańską Bazylikę Świętego Piotra (która - jak dla mnie - przytłacza nadmiarem detali i zdobień) jest Bazylika Świętego Pawła za Murami. Świątynia ogromna, bogata w wystroju, ale jednocześnie bardzo stonowana i spójna stylistycznie, z przepiękną kolumnadą w centrum. Coś na prawdę niesamowitego!
Rzeźba przedstawiająca Świętego Piotra |
Kaplica, w której znajduje się grób Jana Pawła II |
Niestety nie udało nam się zobaczyć Kaplicy Sykstyńskiej - była niedostępna dla zwiedzających ze względu na zbliżające się Konklawe. Nie widzieliśmy też Muzeów Watykańskich ze względu na ograniczenie czasowe. Rzymu nie da się jednak poznać w czasie jednego wyjazdu, zawsze zostanie coś na następny raz :-). Z Placu Świętego Piotra podążyliśmy w kierunku Mostu Świętego Anioła i Zamku. Most łączy oba brzegi Tybru i stanowi popularne tło dla scen filmowych. Zamek to znana z pocztówek budowla w kształcie rotundy, która powstała jako mauzoleum cesarza Hadriana, a później pełniła funkcje obronne.
W okolicach Campo de' Fiori, jednego z najbardziej z znanych placów w Rzymie, na którym w XVII wieku dokonano egzekucji Giordano Bruno, a obecnie odbywa się targ owocowo-warzywno-różnoraki, my zaliczyliśmy kolejne ważne "ZJEDZ". Tym razem było równie niezdrowo, ale także pysznie: pizza! Rzymska pizza w moim prywatnym rankingu nie ma sobie równych. Sprzedaje się ją na wagę, podając tak duży prostokątny kawałek jak tylko sobie życzymy. Pizza składa się z cienkiego ciasta, mocno nasączonego oliwą i prostych dodatków w różnych konfiguracjach: oliwki, szynka, pomidory, ser, rukola, szpinak, a nawet cukinia czy ziemniaki. Sprzedawca podgrzewa nasz kawałek w piecu, podaje w papierku i takie niezdrowe smakowitości bierzemy "na wynos", jak kanapkę. Koszt niewielki, bo około 2-3 euro, a można zaspokoić głód na jakiś czas. Taka pizza była naszym głównym pożywieniem w czasie wyjazdu. Ba, nawet przywieźliśmy trochę do domu (niestety odgrzana w piekarniku nie smakuje już tak dobrze). Kolejne przewinienie przeciwko zdrowemu żywieniu, ale znowu - jakie smaczne!
Giordano Bruno wyglądający posępnie znad targu |
Z placu kotów dotarliśmy do Piazza Venezia, przy którym znajduje się największa pamiątka zjednoczenia Włoch - pomnik Wiktora Emanuela II. Wykonany z białego marmuru ogromny pomnik, zwany przez Włochów maszyną do pisania, jest chroniony przez wartę żołnierzy i stanowi jednocześnie taras widokowy, na który możemy dostać się bezpłatnie, po schodach.
Tuż obok pomnika Emanuela znajduje się Kapitol - najważniejsze ze wzgórz, na którym zbudowano Rzym. Na szczyt prowadzą schody, których strzegą dwa potężne lwy.
Kopia Wilczycy Kapitolińskiej, symbolu Rzymu, znajdująca się przy pałacu |
"Gdy zbudowano Koloseum, zbudowano Rzym. Gdy zburzone zostanie Koloseum, zburzony zostanie Rzym. Gdy przestanie istnieć Rzym, skończy się Świat." - taką przepowiednię pewnego mnicha z przełomu VII i VIII wieku przytacza przewodnik, z którego korzystaliśmy. Koloseum jest chyba najbardziej rozpoznawanym symbolem Rzymu. Pewnie gdyby w Familiadzie pojawiło się pytanie "Z czym kojarzy ci się Rzym?" większość ankietowanych wskazało by właśnie na ten zabytek. I choć jego stan odbiega znacznie od czasów dawnej świetności i tak robi niesamowite wrażenie - przede wszystkim ogromem, ale także świadomością tego, co rozgrywało się w tym miejscu setki lat temu. Aby wejść do środka Koloseum należy stanąć w dość długiej kolejce, a następnie kupić wejściówkę w cenie 15 euro. My stojąc przed amfiteatrem mieliśmy okazję widzieć lecący nad nim helikopter papieski, w którym znajdował się żegnający się z Rzymem Benedykt. Taka okazja do świetnego zdjęcia! Ale pomyśleliśmy o tym po fakcie, kiedy już poleciał dalej :-). Zdjęcie trafiło do naszego nieistniejącego albumu "zdjęć, których nie zrobiliśmy" i zajmuje w nim jedno z najlepszych pozycji.
Przeglądam tego posta i zastanawiam się - czy ktoś w ogóle doczyta go do tego miejsca? Jest już przydługawy, a przecież jeszcze tyle miejsc jest do opisania! Heh, co zrobić, to jest takie miasto, powtarzam to po raz kolejny :-). Po drodze z Koloseum zajrzeliśmy do Ust Prawdy. Na szczęście były już zamknięte za kratami, dzięki czemu ominęła mnie próba prawdomówności i mam czym teraz pisać ;-).
Później, po spacerze wzdłuż Circus Maximus, przekroczyliśmy Tyber w miejscu, które przypomina bardziej Paryż niż Rzym - przez wysepkę Tiberina, aby dostać się do Zatybrza, dzielnicy, którą szczególnie upodobali sobie Amerykanie. Na Zatybrzu częściej słychać język angielski niż włoski, wśród małych uliczek pełno angielskojęzycznych knajpek i w ogóle atmosfera jest mniej włoska, a bardziej światowa. W tej części Rzymu spotkać można postacie niczym z filmu Woddy'ego Allena. Kto wie, może bywa tutaj sam reżyser?
Isola Tiberina |
Kościołem, który zachwycił mnie w Rzymie najbardziej, bijąc na głowę watykańską Bazylikę Świętego Piotra (która - jak dla mnie - przytłacza nadmiarem detali i zdobień) jest Bazylika Świętego Pawła za Murami. Świątynia ogromna, bogata w wystroju, ale jednocześnie bardzo stonowana i spójna stylistycznie, z przepiękną kolumnadą w centrum. Coś na prawdę niesamowitego!
We wnętrzu znajdują się wizerunki wszystkich papieży,
od Świętego Piotra do Benedykta XVI. Podobno kiedy skończą się miejsca w
"okienkach" przyjdzie koniec świata. Sprawdziliśmy - przed nami jeszcze
7 papieży (6 nie licząc Franciszka, o którym w lutym jeszcze nie
wiedzieliśmy).
Przy stacji metra Basilica S. Paolo jadłam chyba najlepszą z rzymskich pizz "na kawałki" - kolejny ważny powód do tego, by tam pojechać :-). Na koniec jeszcze trochę migawek z innego Rzymu. Po pierwsze EUR, czyli dzielnica powstała w XX wieku, za rządów Mussoliniego, będąca połączeniem klasycyzmu z nowoczesnością w architekturze. Dzielnica wydaje się bardzo przyjazna mieszkańcom - jest spokojniejsza niż centrum, dobrze skomunikowania z resztą miasta, a przede wszystkim jest w niej bardzo dużo zieleni. Do najważniejszych budynków w tym obszarze zaliczyć można na pewno "Kwadratowe Koloseum" oraz Kościół Świętego Piotra i Świętego Pawła. Tak zwane Colosseo Quadrado to oficjalnie Pałac Włoskiej Cywilizacji, który zgodnie z życzeniem Mussoliniego miał symbolizować wielkość narodu włoskiego. Na budynku "Naród poetów, artystów, bohaterów, świętych, myślicieli, uczonych, marynarzy i wędrowców".
Kościół Świętego Piotra i Świętego Pawła powstał w drugiej połowie XX wieku i również jest przykładem klasycystycznych nawiązań w architekturze faszyzmu. Bazylikę wieńczy ogromna kopuła, a do wejścia prowadzą szerokie, monumentalne schody.
Miłośnikom nowoczesnej architektury polecam jeszcze przejażdżkę w okolice Stadionu Flaminio, gdzie zobaczyć można Audytorium zaprojektowane przez Renzo Piano i przypominające trzy wielkie skarabeusze (Viale Pietro De Coubertin, 30), a także Muzeum Narodowe Sztuki XXI wieku MAXXI, którego siedzibę projektowała sama Zaha Hadid (Via Guido Reni, 4A). Uwagę Poznaniaków przykuje na pewno Pallazzetto Dello Sport, znajdujący się przy Piazza Apollodoro. To na nim wzorowali się projektanci Hali widowiskowo-sportowej Arena w Poznaniu.
Miłośnikom nowoczesnej architektury polecam jeszcze przejażdżkę w okolice Stadionu Flaminio, gdzie zobaczyć można Audytorium zaprojektowane przez Renzo Piano i przypominające trzy wielkie skarabeusze (Viale Pietro De Coubertin, 30), a także Muzeum Narodowe Sztuki XXI wieku MAXXI, którego siedzibę projektowała sama Zaha Hadid (Via Guido Reni, 4A). Uwagę Poznaniaków przykuje na pewno Pallazzetto Dello Sport, znajdujący się przy Piazza Apollodoro. To na nim wzorowali się projektanci Hali widowiskowo-sportowej Arena w Poznaniu.
Audytorium |
Muzeum MAXXI |
Palazzeto Dello Sport |
Jak widać - Rzym nie tylko oczarowuje, ale też potrafi zainspirować! Wizytę w tym mieście i przekonanie się na własnej skórze jak działa ono na nas polecam każdemu. Ja w wróciłam ZAKOCHANA i czuję, że mogłabym wracać tam nieskończoną ilość razy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz