Święta, Święta i po Świętach. Założę się, że w ostatnim czasie usłyszeliście ten irytujący tekst przynajmniej raz. A gdyby tak, zamiast narażać się na takie przyjemności, zaraz po Świętach wyjechać do miejsca, gdzie jest jeszcze przed nimi? My właśnie taką podróż w czasie zafundowaliśmy sobie w zeszłym roku na Sylwestra. Pojechaliśmy przywitać Nowy Rok we Lwowie.
Nasza podróż rozpoczęła się przed południem 28.12. W pierwszej kolejności dotarliśmy PKP do Krakowa, aby po 2-godzinnym postoju i wypadzie na gruzińskie Chaczapuri na Rynku, wsiąść w międzynarodowy pociąg do Lwowa. Już sam przejazd takim pociągiem miał swój retro klimat. Przedziały z kuszetkami wyłożonymi perskimi dywanami, herbata podawana w szklankach z metalowym koszyczkiem, konduktorzy w odświętnych strojach. Warunki całkiem niezłe, ale długość przejazdu, połączona z długotrwałą procedurą przejścia przez granicę (kilkukrotnie budzono nas, by sprawdzić paszporty), dała się we znaki - kiedy więc o 6 rano wysiedliśmy z pociągu byliśmy mocno zmęczeni. Pamiętam doniosłą muzykę, jaka grała na peronie i uczucie niepewności, czy to jeszcze sen czy to się dzieje naprawdę.
PIERWSZE KROKI
Opuściliśmy piękny dworzec i wsiedliśmy w taksówkę, która w przeliczeniu za kilkanaście złotych (tylko w przypadku zamówienia przez telefon, biorąc taxi z postoju zapłacicie dużo więcej) zawiozła nas na samą płytę Rynku. Podobno auta nie powinny tam wjeżdżać, ale dla taksówkarza nie było to problemem. Zakwaterowaliśmy się w hostelu, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w miasto. Po po prawie 20-godzinnej podróży marzyła się nam dobra kawa i tak oto odkryliśmy Manufakturę Kawy. Kawiarnia mieści się w zabytkowej kamienicy, jest fajnie wymyślona i spójnie wykończona. Jest to typowe miejsce "pod turystów", ale warto wpaść chociażby po to, by nawąchać się świeżo palonej kawy :-). Dla nas była to idealna miejscówka na krótką regenerację, rozgrzanie się i pierwsze podglądanie miasta i jego mieszkańców - zza szyby.
PIERWSZE WRAŻENIA
Utracony i nieodżałowany. Tak polski, a przecież już dawno niepolski. Zatrzymany w czasie, nieco przykurzony, a jednak piękny. Lwów robi wrażenie. Chodzi się tymi ulicami, wypatruje przedwojennych napisów na murach, myśli się o historii miasta. Ale myli się ten, kto myśli, że Lwów to jedno wielkie muzeum. To miasto, które życiem swoich mieszkańców dopisuje obecnie nowe rozdziały własnej biografii.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zwróciły moją uwagę we Lwowie (poza zimnem, ale to już standard dla moich zimowych wpisów, więc go pominę) były tramwaje. Delikatnie mówiąc "nienowoczesne", bez luksusów, z zamarzniętymi od środka szybami i pełne ludzi. Któregoś dnia zrobiliśmy sobie objazdówkę tramwajową po mieście - wrażenia niezapomniane i to za grosze (jednorazowy bilet normalny kosztuje 1,5 UAH, czyli około 0,60 zł). Pod względem obsługi tramwajów Lwów jest bardzo wyemancypowany - większość motorniczych to Panie, zazwyczaj bardzo wystrojone do swojej pracy. Po mieście kursują też trolejbusy, autobusy i minibusy, zwane marszrutkami (więcej info TUTAJ).
MIASTA ODKRYWANIE
O ile patrzenie na kogoś z góry jest złym początkiem znajomości w przypadku ludzi, tak w przypadku poznawania miasta jest startem wprost wymarzonym. To trochę jak z obrazami impresjonistów. Najpierw patrzysz z daleka, by zobaczyć co przedstawia dzieło, a potem przybliżasz się, by przyjrzeć się mozaice odciśnięć pędzla. My zaczęliśmy od wejścia na wieżę ratuszową na lwowskim Rynku. 2 hrywny, 350 stopni, 65 metrów w górę i... można się zapatrzeć.
Spojrzenie na dół na Rynek i otaczające go 44 kamienice. W jednej z nich (ta różowa) mieścił się nasz hostel. Tak blisko centrum nie mieszkałam jeszcze nigdy :-). Tuż obok znajduje się Kamienica Czarna, znana z tego, że jest... czarna. I z tego, że jest przykładem późnego renesansu lwowskiego, a także siedzibą Muzeum Historycznego.
Rynek to chyba najbardziej, obok Prospektu Swobody, żywe miejsce Lwowa. Zawsze jest tu pełno ludzi - spacerujących mieszkańców, no i oczywiście turystów. W zeszłym roku na Rynku funkcjonowało ogromne lodowisko, które przetestowaliśmy. Było super :-).
Przez południowo-zachodni kraniec Rynku prowadzi przejście do łacińskiej katedry Wniebowzięcia NMP, w której król Jan Kazimierz złożył kiedyś Śluby Lwowskie. Kościół posiada piękne barokowe wnętrze z bogato zdobionym ołtarzem. Z zewnątrz Katedry znajduje się manierystyczna Kaplica Boimów.
Piękne kościoły i cerkwie we Lwowie napotkacie na każdym kroku. Jeden z najbardziej okazałych to kościół Dominikanów, barokowy, a jakże (obecnie funkcjonuje jako cerkiew prawosławna). Tuż obok znajduje się Cerkiew Zaśnięcia Matki Boskiej, na tyłach której odbywa się targ książek używanych. Polskie tytuły przewijają się tu dość często.
Innym kościołem, który zapamiętałam, była katedra ormiańska. Wewnątrz niej znajdują się piękne malowidła i witraże (nie można fotografować i pilnują). Warto pokręcić się też wokół świątyni. W zaułkach znajdziecie ciekawe rysunki.
Śródmieście Lwowa i wspomniany wcześniej Prospekt Swobody, to miejsce gdzie znajduje się ważny akcent polski - pomnik Adama Mickiewicza, uważany za centralny punkt miasta. W pobliżu Teatru Wielkiego funkcjonuje świąteczny jarmark, na którym można kupić pamiątki (magnesy na lodówkę tańsze i ładniejsze niż w innych miejscach), a także spróbować lokalnych przysmaków (np. lwowskiej miedowuchy). Miejscem do zapisania w przedwyjazdowych notatkach jest znajdujący się niedaleko Opery sklep Opera Market, w którym do późnych godzin nocnych zaopatrzycie się w niezbędne zakupy. Nie jest to sklep najtańszy, ale dobrze wyposażony (coś w stylu naszego Piotra i Pawła) i długo otwarty. Uwaga dla czekoladoholików: mają duży wybór czekolad Roshena, bardzo cenionych na Ukrainie i baaardzo dobrych ;-).
Wyjechaliśmy z Poznania po Świętach, a przyjechaliśmy do Lwowa przedświątecznego. Gorączka przygotowań, poszukiwań prezentów (na Ukrainie daje się je w Sylwestra), kolejki po choinki i inne świąteczne akcenty zauważaliśmy na każdym kroku. Miasto było przez to jeszcze bardziej klimatyczne.
Typowe dla kultury Zachodu zachowania i dekoracje świąteczne przeplatały się z wyraźnymi gdzieniegdzie pozostałościami po poprzednim ustroju. Socjalistyczne malowidła na suficie Uniwersytety Lwowskiego czy Monument Sławy Bojowej Armii Radzieckiej w parku Chmielnickiego (jeden z ostatnich typowo sowieckich pomników w tej części Ukrainy) to tylko dwie z takich pamiątek.
Miejscem, które nieodparcie wiąże się z historią Lwowa i to w wydaniu wielonarodowościowym jest Cmentarz Łyczakowski. Jest to jedna z najważniejszych nekropolii w polskiej kulturze, ale obok grobów wielkich Rodaków leżą też zasłużeni Ukraińcy, a także obywatele innych krajów. Dla nas Polaków miejscem szczególnej czci jest Cmentarz Orląt Lwowskich, gdzie pochowani zostali obrońcy Lwowa i Małopolski Wschodniej. Mogiły tych młodych ludzi (w większości młodszych od nas) robią wrażenie większe niż niejedna lekcja historii w szkole. Zabrzmi jak banał na banałami, ale poważnie zastanawiałam się: jak my zachowalibyśmy się będąc na ich miejscu?
Sam cmentarz jest przepiękny, nastrojowy, z pięknymi rzeźbami zdobiącymi nagrobki. Wstęp kosztuje kilka złotych, ale za to miejsce jest dobrze utrzymane i zadbane.
Zaczęłam ten podrozdział z wysoka i zakończę podobnie: Wysokim Zamkiem. Jest to miejsce, gdzie warto się przespacerować, by zobaczyć panoramę miasta, jeszcze bardziej rozległą niż z ratuszowej wieży.
Wracając z Zamku w stronę centrum nie przegapcie okazji na "must have" fotkę ze Lwowa: przed Basztą Prochową śpią (zamiast czuwać!) dwa lwy. Dajcie swojemu wewnętrznemu dziecku trochę radochy i zróbcie sobie zdjęcie siedząc na grzbiecie dzikiego kocura. Ja tak zrobiłam :-).
SMAKÓW SZUKANIE
Podobno we Lwowie nie sposób być głodnym. Coś w tym jest, bo na każdym kroku znajdziecie wiele fajnych knajpek (przystępna lista TUTAJ), a kultura korzystania z nich jest bardzo rozwinięta (Lwowianie zdają się często jeść na mieście). Najbardziej popularne wśród turystów są kawiarnie tematyczne (podobno wszystkie należą do jednego właściciela): Manufaktura Kawy, Gasova Lampa, Dom legend, Pod Złotą Różą, Masoch Cafe. Tą ostatnią polecam szczególnie fanom "50 twarzy Greya". Pomysł kawiarni bazuje na tym, że we Lwowie urodził się Leopold von Sacher-Masoch, od którego nazwiska pochodzi określenie masochizm. Wystrój kawiarni, pozycje w menu i stroje obsługi bardzo sugestywnie wiążą się z tym erotycznym upodobaniem. W ramach zamówienia możecie zostać darmowo wychłostani pejczem przez kelnerkę, o ile zażyczycie sobie takiej usługi ;-). My nie próbowaliśmy, ale widzieliśmy jak robią to innym klientom i wyglądało to bardzo serio, żadne tam udawanki, tylko skórzane rzemienie na gołych plecach. Ogólnie jest dość kiczowato, niezbyt tanio, ale dla samej nietypowości można przetestować miejsce.
Jeśli silniejszy niż głód wrażeń okaże się głód dobrego jedzenia, na pewno znajdziecie coś dla siebie. Lwowianie tradycyjnie jedzą dużo mięsa, lubią pierogi (varenky) i barszcz. Jeśli chcecie zjeść bardzo tanio i dobrze, a estetyka baru mlecznego Wam nie przeszkadza, polecam Międzynarodowy Fundusz Pierogowy niedaleko katedry łacińskiej. Pierogi w wielu odmianach i smakach, oldschoolowy wystrój, przedwojenne polskie piosenki. Bez luksusów, ale bardzo przyjemnie.
Jeśli chcecie zjeść "like a local", poczuć klimat ukraińskiej wsi i posłuchać ukraińskiej muzyki ludowej przygrywanej na żywo na keybordzie, zobaczyć miejscowych dolewających sobie wódeczki z własnej butelki pod stołem - polecam restaurację U pani Stefy, znajdującą się przy Prospekcie Swobody. Ceny nieco wyższe niż w Funduszu Pierogowym, ale nadal niewysokie - za dwudaniowy obiad z napojem nie płaciliśmy więcej niż 25 złotych.
Jeśli interesuje Was atmosfera przedwojennego Lwowa nie możecie pominąć restauracji Kupoł (Kopuła). Pamiątki z polskich czasów miasta, domowa atmosfera i świetne jedzenie w umiarkowanych cenach (obiad dwudaniowy z napojem około 35 zł). Miejsce trochę bardziej oddalone od centrum, ale zdecydowanie warto się tam przespacerować.
NOWEGO ROKU WITANIE
My tu gadu gadu o zwiedzaniu, a przecież trzeba Nowy Rok przywitać. Na Ukrainie miejskie imprezy sylwestrowe nie są tak popularne jak u nas. Mieszkańcy świętują raczej w domach i restauracjach. Niektórzy jednak spotykają się na ulicy, odliczają wspólnie do nowego roku, po czym wystrzeliwują fajerwerki, buziaki, uściski i życzenia. Nic egzotycznego, ale całkiem miło. Ciekawym zwyczajem (poza wręczaniem prezentów, o czym pisałam wcześniej) są noworoczne maski. Zaopatrzeni w nie poszliśmy witać Rok 2013 na Prospekt Swobody i plac przed operą.
Po intensywnym świętowaniu zgłodnieliśmy i wpadliśmy do Lwowskich Placków na jeden z najlepszych serników jakie jadłam w życiu. Nie wiem czy to magia chwili (nigdy wcześniej nie witałam Nowego Roku sernikiem), zapachu pieczonego ciasta unoszącego się w ciastkarni czy sowicie polanego sosu czekoladowego, ale do dzisiaj jak myślę o tym cieście ślinka mi cieknie.
I... MAŁE PODSUMOWANIE
Na blogu o tanim lataniu nasz wypad do Lwowa może wyglądać jak żart, bo ani nie był tani, ani samolotem. Rzeczywiście był to jeden z najdroższych naszych wyjazdów (podsumowanie kosztów TUTAJ), ale nie żałuję ani jednej hrywny czy złotówki. Lwów ma niesamowity urok, który każdy smakosz miast powinien poczuć na własnej skórze. Dla tej atmosfery, dla tych smaków, tych kafejek, z których jeszcze wiele do odkrycia mogłabym odwiedzić miasto raz jeszcze, najlepiej latem, by odkryć jego inne oblicze, pospacerować po parkach. Taką podróż w czasie odbyłabym jeszcze raz, choć tym razem drogą lotniczą. Retro klimat pozostawmy miastu, bo do niego pasuje idealnie.
Nasza podróż rozpoczęła się przed południem 28.12. W pierwszej kolejności dotarliśmy PKP do Krakowa, aby po 2-godzinnym postoju i wypadzie na gruzińskie Chaczapuri na Rynku, wsiąść w międzynarodowy pociąg do Lwowa. Już sam przejazd takim pociągiem miał swój retro klimat. Przedziały z kuszetkami wyłożonymi perskimi dywanami, herbata podawana w szklankach z metalowym koszyczkiem, konduktorzy w odświętnych strojach. Warunki całkiem niezłe, ale długość przejazdu, połączona z długotrwałą procedurą przejścia przez granicę (kilkukrotnie budzono nas, by sprawdzić paszporty), dała się we znaki - kiedy więc o 6 rano wysiedliśmy z pociągu byliśmy mocno zmęczeni. Pamiętam doniosłą muzykę, jaka grała na peronie i uczucie niepewności, czy to jeszcze sen czy to się dzieje naprawdę.
PIERWSZE KROKI
Opuściliśmy piękny dworzec i wsiedliśmy w taksówkę, która w przeliczeniu za kilkanaście złotych (tylko w przypadku zamówienia przez telefon, biorąc taxi z postoju zapłacicie dużo więcej) zawiozła nas na samą płytę Rynku. Podobno auta nie powinny tam wjeżdżać, ale dla taksówkarza nie było to problemem. Zakwaterowaliśmy się w hostelu, zjedliśmy śniadanie i ruszyliśmy w miasto. Po po prawie 20-godzinnej podróży marzyła się nam dobra kawa i tak oto odkryliśmy Manufakturę Kawy. Kawiarnia mieści się w zabytkowej kamienicy, jest fajnie wymyślona i spójnie wykończona. Jest to typowe miejsce "pod turystów", ale warto wpaść chociażby po to, by nawąchać się świeżo palonej kawy :-). Dla nas była to idealna miejscówka na krótką regenerację, rozgrzanie się i pierwsze podglądanie miasta i jego mieszkańców - zza szyby.
PIERWSZE WRAŻENIA
Utracony i nieodżałowany. Tak polski, a przecież już dawno niepolski. Zatrzymany w czasie, nieco przykurzony, a jednak piękny. Lwów robi wrażenie. Chodzi się tymi ulicami, wypatruje przedwojennych napisów na murach, myśli się o historii miasta. Ale myli się ten, kto myśli, że Lwów to jedno wielkie muzeum. To miasto, które życiem swoich mieszkańców dopisuje obecnie nowe rozdziały własnej biografii.
Jedną z pierwszych rzeczy, jakie zwróciły moją uwagę we Lwowie (poza zimnem, ale to już standard dla moich zimowych wpisów, więc go pominę) były tramwaje. Delikatnie mówiąc "nienowoczesne", bez luksusów, z zamarzniętymi od środka szybami i pełne ludzi. Któregoś dnia zrobiliśmy sobie objazdówkę tramwajową po mieście - wrażenia niezapomniane i to za grosze (jednorazowy bilet normalny kosztuje 1,5 UAH, czyli około 0,60 zł). Pod względem obsługi tramwajów Lwów jest bardzo wyemancypowany - większość motorniczych to Panie, zazwyczaj bardzo wystrojone do swojej pracy. Po mieście kursują też trolejbusy, autobusy i minibusy, zwane marszrutkami (więcej info TUTAJ).
MIASTA ODKRYWANIE
O ile patrzenie na kogoś z góry jest złym początkiem znajomości w przypadku ludzi, tak w przypadku poznawania miasta jest startem wprost wymarzonym. To trochę jak z obrazami impresjonistów. Najpierw patrzysz z daleka, by zobaczyć co przedstawia dzieło, a potem przybliżasz się, by przyjrzeć się mozaice odciśnięć pędzla. My zaczęliśmy od wejścia na wieżę ratuszową na lwowskim Rynku. 2 hrywny, 350 stopni, 65 metrów w górę i... można się zapatrzeć.
Rynek to chyba najbardziej, obok Prospektu Swobody, żywe miejsce Lwowa. Zawsze jest tu pełno ludzi - spacerujących mieszkańców, no i oczywiście turystów. W zeszłym roku na Rynku funkcjonowało ogromne lodowisko, które przetestowaliśmy. Było super :-).
Przez południowo-zachodni kraniec Rynku prowadzi przejście do łacińskiej katedry Wniebowzięcia NMP, w której król Jan Kazimierz złożył kiedyś Śluby Lwowskie. Kościół posiada piękne barokowe wnętrze z bogato zdobionym ołtarzem. Z zewnątrz Katedry znajduje się manierystyczna Kaplica Boimów.
Piękne kościoły i cerkwie we Lwowie napotkacie na każdym kroku. Jeden z najbardziej okazałych to kościół Dominikanów, barokowy, a jakże (obecnie funkcjonuje jako cerkiew prawosławna). Tuż obok znajduje się Cerkiew Zaśnięcia Matki Boskiej, na tyłach której odbywa się targ książek używanych. Polskie tytuły przewijają się tu dość często.
Śródmieście Lwowa i wspomniany wcześniej Prospekt Swobody, to miejsce gdzie znajduje się ważny akcent polski - pomnik Adama Mickiewicza, uważany za centralny punkt miasta. W pobliżu Teatru Wielkiego funkcjonuje świąteczny jarmark, na którym można kupić pamiątki (magnesy na lodówkę tańsze i ładniejsze niż w innych miejscach), a także spróbować lokalnych przysmaków (np. lwowskiej miedowuchy). Miejscem do zapisania w przedwyjazdowych notatkach jest znajdujący się niedaleko Opery sklep Opera Market, w którym do późnych godzin nocnych zaopatrzycie się w niezbędne zakupy. Nie jest to sklep najtańszy, ale dobrze wyposażony (coś w stylu naszego Piotra i Pawła) i długo otwarty. Uwaga dla czekoladoholików: mają duży wybór czekolad Roshena, bardzo cenionych na Ukrainie i baaardzo dobrych ;-).
Wyjechaliśmy z Poznania po Świętach, a przyjechaliśmy do Lwowa przedświątecznego. Gorączka przygotowań, poszukiwań prezentów (na Ukrainie daje się je w Sylwestra), kolejki po choinki i inne świąteczne akcenty zauważaliśmy na każdym kroku. Miasto było przez to jeszcze bardziej klimatyczne.
Typowe dla kultury Zachodu zachowania i dekoracje świąteczne przeplatały się z wyraźnymi gdzieniegdzie pozostałościami po poprzednim ustroju. Socjalistyczne malowidła na suficie Uniwersytety Lwowskiego czy Monument Sławy Bojowej Armii Radzieckiej w parku Chmielnickiego (jeden z ostatnich typowo sowieckich pomników w tej części Ukrainy) to tylko dwie z takich pamiątek.
Miejscem, które nieodparcie wiąże się z historią Lwowa i to w wydaniu wielonarodowościowym jest Cmentarz Łyczakowski. Jest to jedna z najważniejszych nekropolii w polskiej kulturze, ale obok grobów wielkich Rodaków leżą też zasłużeni Ukraińcy, a także obywatele innych krajów. Dla nas Polaków miejscem szczególnej czci jest Cmentarz Orląt Lwowskich, gdzie pochowani zostali obrońcy Lwowa i Małopolski Wschodniej. Mogiły tych młodych ludzi (w większości młodszych od nas) robią wrażenie większe niż niejedna lekcja historii w szkole. Zabrzmi jak banał na banałami, ale poważnie zastanawiałam się: jak my zachowalibyśmy się będąc na ich miejscu?
Sam cmentarz jest przepiękny, nastrojowy, z pięknymi rzeźbami zdobiącymi nagrobki. Wstęp kosztuje kilka złotych, ale za to miejsce jest dobrze utrzymane i zadbane.
Zaczęłam ten podrozdział z wysoka i zakończę podobnie: Wysokim Zamkiem. Jest to miejsce, gdzie warto się przespacerować, by zobaczyć panoramę miasta, jeszcze bardziej rozległą niż z ratuszowej wieży.
Wracając z Zamku w stronę centrum nie przegapcie okazji na "must have" fotkę ze Lwowa: przed Basztą Prochową śpią (zamiast czuwać!) dwa lwy. Dajcie swojemu wewnętrznemu dziecku trochę radochy i zróbcie sobie zdjęcie siedząc na grzbiecie dzikiego kocura. Ja tak zrobiłam :-).
SMAKÓW SZUKANIE
Podobno we Lwowie nie sposób być głodnym. Coś w tym jest, bo na każdym kroku znajdziecie wiele fajnych knajpek (przystępna lista TUTAJ), a kultura korzystania z nich jest bardzo rozwinięta (Lwowianie zdają się często jeść na mieście). Najbardziej popularne wśród turystów są kawiarnie tematyczne (podobno wszystkie należą do jednego właściciela): Manufaktura Kawy, Gasova Lampa, Dom legend, Pod Złotą Różą, Masoch Cafe. Tą ostatnią polecam szczególnie fanom "50 twarzy Greya". Pomysł kawiarni bazuje na tym, że we Lwowie urodził się Leopold von Sacher-Masoch, od którego nazwiska pochodzi określenie masochizm. Wystrój kawiarni, pozycje w menu i stroje obsługi bardzo sugestywnie wiążą się z tym erotycznym upodobaniem. W ramach zamówienia możecie zostać darmowo wychłostani pejczem przez kelnerkę, o ile zażyczycie sobie takiej usługi ;-). My nie próbowaliśmy, ale widzieliśmy jak robią to innym klientom i wyglądało to bardzo serio, żadne tam udawanki, tylko skórzane rzemienie na gołych plecach. Ogólnie jest dość kiczowato, niezbyt tanio, ale dla samej nietypowości można przetestować miejsce.
Jeśli silniejszy niż głód wrażeń okaże się głód dobrego jedzenia, na pewno znajdziecie coś dla siebie. Lwowianie tradycyjnie jedzą dużo mięsa, lubią pierogi (varenky) i barszcz. Jeśli chcecie zjeść bardzo tanio i dobrze, a estetyka baru mlecznego Wam nie przeszkadza, polecam Międzynarodowy Fundusz Pierogowy niedaleko katedry łacińskiej. Pierogi w wielu odmianach i smakach, oldschoolowy wystrój, przedwojenne polskie piosenki. Bez luksusów, ale bardzo przyjemnie.
Jeśli chcecie zjeść "like a local", poczuć klimat ukraińskiej wsi i posłuchać ukraińskiej muzyki ludowej przygrywanej na żywo na keybordzie, zobaczyć miejscowych dolewających sobie wódeczki z własnej butelki pod stołem - polecam restaurację U pani Stefy, znajdującą się przy Prospekcie Swobody. Ceny nieco wyższe niż w Funduszu Pierogowym, ale nadal niewysokie - za dwudaniowy obiad z napojem nie płaciliśmy więcej niż 25 złotych.
Jeśli interesuje Was atmosfera przedwojennego Lwowa nie możecie pominąć restauracji Kupoł (Kopuła). Pamiątki z polskich czasów miasta, domowa atmosfera i świetne jedzenie w umiarkowanych cenach (obiad dwudaniowy z napojem około 35 zł). Miejsce trochę bardziej oddalone od centrum, ale zdecydowanie warto się tam przespacerować.
NOWEGO ROKU WITANIE
My tu gadu gadu o zwiedzaniu, a przecież trzeba Nowy Rok przywitać. Na Ukrainie miejskie imprezy sylwestrowe nie są tak popularne jak u nas. Mieszkańcy świętują raczej w domach i restauracjach. Niektórzy jednak spotykają się na ulicy, odliczają wspólnie do nowego roku, po czym wystrzeliwują fajerwerki, buziaki, uściski i życzenia. Nic egzotycznego, ale całkiem miło. Ciekawym zwyczajem (poza wręczaniem prezentów, o czym pisałam wcześniej) są noworoczne maski. Zaopatrzeni w nie poszliśmy witać Rok 2013 na Prospekt Swobody i plac przed operą.
I... MAŁE PODSUMOWANIE
Na blogu o tanim lataniu nasz wypad do Lwowa może wyglądać jak żart, bo ani nie był tani, ani samolotem. Rzeczywiście był to jeden z najdroższych naszych wyjazdów (podsumowanie kosztów TUTAJ), ale nie żałuję ani jednej hrywny czy złotówki. Lwów ma niesamowity urok, który każdy smakosz miast powinien poczuć na własnej skórze. Dla tej atmosfery, dla tych smaków, tych kafejek, z których jeszcze wiele do odkrycia mogłabym odwiedzić miasto raz jeszcze, najlepiej latem, by odkryć jego inne oblicze, pospacerować po parkach. Taką podróż w czasie odbyłabym jeszcze raz, choć tym razem drogą lotniczą. Retro klimat pozostawmy miastu, bo do niego pasuje idealnie.
Piękna podróż w czasie i piękny Lwów! :) jestem pod wrażeniem ile polskości udało się Wam znaleźć! szczególnie tabliczka z właściwościami lwowskiego piwa przypadła mi do gustu :D
OdpowiedzUsuńDzięki. Szkoda, że lwowskiego już nie produkują. Może to zaginiona receptura na długowieczność ;)
UsuńPiwo lwowskie jest dalej produkowane w browarze we Lwowie! Bez problemu można je kupić w Polsce.
Usuńhej
OdpowiedzUsuńświetna relacja, aż mi się łezka w oku zakręciła... przypomniałaś mi o Lwowie, to miasto zdecydowanie ma w sobie to COŚ. byłam tam tylko jedno popołudnie, za krótko zdecydpwanie, więc jestem pewna, że prędzej czy później tam wrócę.
pozdrawiam, bardzo fajny blog, masz dar pisania, będę wracać w mierę czasu na czytanie, a i z praktycznych wskazówek, nie tylko co do Lwowa, pewnie nie raz skorzystam :)
:-) Dziękuję bardzo za miły komentarz! Gorąco życzę w takim razie, aby do Lwowa udało się wrócić i jeszcze bardziej skorzystać z owego CZEGOŚ, bo ono zdecydowanie w tym mieście mieszka, zgadzam się z Tobą! Pozdrawiam serdecznie koleżankę Podróżniczkę :-)
UsuńJestem uzależniona od tego miasta. Kończę jedną wizytę i już planuję następną..:)
OdpowiedzUsuńP.S. Na przyszłość mogę polecić nocleg we Lwowie - mieszkanie pod klucz, bardzo tanio i przyzwoicie. Luksusów nie ma, ale wychodzę z założenia, że podróże są od zwiedzania, a nie od podziwiania miejsc noclegowych ;)
Wierzę, że to miasto może uzależnić :). Podaj namiar na nocleg - może ktoś skorzysta, a może i ja tam wrócę :).
OdpowiedzUsuńProszę bardzo http://lwow.strefa.pl/noclegi.html
OdpowiedzUsuńDzięki, może się przyda :)
UsuńFantastyczny wpis! Juz mi sie chce tam znowu pojechać i przetestować miejsca które wymieniłaś! Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziękuję Kasiu :). Też chętnie tam jeszcze wrócę. Widziałam zdjęcia Lwowa latem - jest przepięknie, jeszcze bardziej czaruje. Pozdrawiam!
UsuńKilkanaście dni temu na Cmentarz Orląt wróciły Lwy, które stały tam przed II WŚ. Niestety ukraińscy nacjonaliści będą próbować usunąć z cmentarza lwy. Mam nadzieję, że nasze MSZ odpowiednio jednak zadziała i lwy zostaną bo to jeden z najważniejszych symboli Polskiego Lowwa.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam o tym, ciekawe. Chętnie poczytam. Pozdrawiam!
UsuńPiękna relacja i urocze zdjęcia.
OdpowiedzUsuńDziękuję :-)
OdpowiedzUsuńCudowne zdjęcia, sama chciałabym zobaczyć to wszystko na żywo :)
OdpowiedzUsuńCudowny wpis, utwierdził mnie w przekonaniu, że pomysł spędzenia sylwestra we Lwowie to dobra decyzja.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem (a ciężko odnaleźć odpowiedź w internecie) czy w tę noc restauracje są otwarte dla gości z ulicy. Jakiekolwiek. Przynajmniej kilka. Będę tam z wyjazdem express i marzę by spędzić tę noc z kubkiem grzanego wina w jakimś przytulnym miejscu. Będę bardzo wdzęczna za odpowiedź
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńHej Marta! Dzięki za komentarz. Sylwester we Lwowie to świetny pomysł, zdecydowanie. Co do Twojego pytania: większość restauracji była tego dnia zarezerwowana na imprezy zamknięte. Grzane wino z pewnością kupisz na targu świątecznym i tam też możesz witać nowy rok, a potem - może naszymi śladami - wpadniesz na gorący sernik? :) Tak więc coś otwartego znajdziesz, ale czy restaurację - trudno powiedzieć. Pozdrawiam serdecznie!
OdpowiedzUsuńTanie noclegi we Lwowie - http://strefa.lwow.pl.ua/noclegi.html
OdpowiedzUsuń