25 lipca 2013

Nie ma Muminków w Helsinkach

Podróże weryfikują nasze wyobrażenia i stereotypy na temat miejsc, w których nas jeszcze nie było. Nie jeden Amerykanin był pewnie zawiedziony, że z podróży do Polski wrócił bez zdjęcia białego niedźwiedzia spacerującego po ulicach. Kiedyś pewien całkiem rozgarnięty Cypryjczyk zapytał mnie czy w Polsce mamy supermarkety i telefony komórkowe. Tanie latanie rozwinęło się trochę od tamtego czasu (2006), więc może ów człowiek miał okazję potem przekonać się, że nie tylko supermarkety i telefony, ale nawet inne zdobycze współczesnej cywilizacji nie są Polakom obce. O Helsinkach przed wyjazdem myślałam, że będą zimne, trochę mroczne, trochę tajemnicze i na pewno zupełnie inne niż miasta, które widziałam dotychczas. No i, że wszędzie będą się przewijały motywy Muminków, bo przecież z Finlandii pochodzą te urocze stworzenia. W konkurencji rzeczywistość vs. wyobrażenia jak zwykle wygrała ta pierwsza, chociaż nie do zera.
 
Do Helsinek wybraliśmy się 02.05.2013 na jeden dzień, przy okazji "majówki nad Bałtykiem", tj. wypadu do Tallina, połączonego ze zwiedzaniem też innych miast (relacje: Tallin, Ryga - wkrótce). Z talińskiego portu codziennie kursują tu promy m.in. firmy Tallink. Koszt takiego kursu jest dość znaczący (my płaciliśmy 32 € od osoby w dwie strony kupując bilet przez internet, z dość dużym wyprzedzeniem), ale jest to dość rozsądna opcja na poznanie tego miasta (jeden dzień wystarcza na to w zupełności). Uwaga! Korzystając z promu należy pamiętać, że bramki są zamykane 25 minut przed odpłynięciem. Spóźnienie się kategorycznie uniemożliwia wejście na pokład.
Dwie godziny drogi z Tallina do stolicy Finlandii upłynęły nam szybko i całkiem komfortowo (na pokładzie jest darmowe wi-fi :-) ). O 12:30 wysiedliśmy w wielkim porcie i z ogromną ciekawością ruszyliśmy w stronę miasta.
Pierwsze wrażenia? Zimno!!! 1:0 dla mnie. Mocne słońce na zdjęciach może dawać mylne wrażenie, że pogodę mieliśmy majówkową, jednak było inaczej - wiał lodowaty, przenikliwy wiatr, a my praktycznie nie ściągaliśmy czapek i rękawiczek. Nie wiem czy to pogoda typowa dla tej pory roku tutaj czy mieliśmy pecha, ale tak właśnie to wyglądało. Ok, ale co poza pogodą? Miasto jak miasto. Ani mroczne, ani tajemnicze - raczej nowoczesne, zielone, czyste, nie oblepione reklamami jak to u nas bywa. Muminków nie zarejestrowałam.
Zwiedzanie zaczęliśmy od oddalonego nieco od centrum kościoła wykutego w skale. Do Temppeliaukio z portu szliśmy jakieś 30 minut (lokalizacja na mapie: TUTAJ), ale myślę że miejsce jest warte takiego spaceru. Kościół skalny jest jednym z najbardziej charakterystycznych obiektów architektury fińskiej i ze względu na panującą w nim doskonałą akustykę służy często jako sala koncertowa. Samo wnętrze robi wrażenie - jest proste, dość surowe, ale nie zimne w odbiorze. 

Nasze kroki pokierowaliśmy następnie w kierunku jednej z najdłuższych arterii miasta - Mannerheimintie - przy której znajdują się ważne instytucje i muzea, m. in. Muzeum Sztuki Współczesnej Kiasma czy Muzeum Narodowe.
Miś jest, a gdzie Muminek?
W końcu dotarliśmy do Töölönlahti - zatoki Bałtyku, która wdziera się wgłąb miasta. Wokół akwenu znajdują się tereny rekreacyjne, a u podnóża zatoki bryłą wyróżnia się Finlandia Talo - Dom Finlandii. Budynek pełni funkcję sali koncertowej i centrum konferencyjnego.
Przyczajony pod Domem Finlandii śnieg liczy, że przetrwa do następnej zimy
Töölönlahti to przyjemne miejsce na odpoczynek w środku miasta. Po skonsumowaniu tallińskich ciasteczek na ławce, ruszamy dalej. Mijamy Operę Narodową i idziemy zobaczyć Stadion Olimpijski.
Fińskie "wróbelki" - wielkie jak nasze łabędzie :-)
Stadion Olimpijski
Niedaleko stadionu odnaleźliśmy trochę egzotyki w Miejskim Ogrodzie Zimowym. Przyjemne miejsce z różnymi gatunkami roślin, do którego wejść można za darmo, by ogrzać się choć chwilę, marząc o ciepłych krainach, z którego owe rośliny pochodzą.
Wracamy nad Töölönlahti, mijamy park rozrywki Linnanmäki i idziemy w kierunku dzielnicy Kallio, która niegdyś nie cieszyła się dobrą sławą. Dzisiaj zamieszkują ją głównie studenci, artyści, anarchiści i homoseksualiści i jest najgęściej zaludnionym obszarem Finlandii. Do Kallio prowadzi Pitkäsilta (Długi Most). Mieszczą się tu Fińska Akademia Teatralna i Akademia Sztuk Pięknych, a także liczne alternatywne kluby. Ot, fińska bohema :-).
 
Jeden z najważniejszych punktów miasta to górująca nad nim Katedra Luterańska, znajdująca się w historycznym centrum - na placu Senackim. Do katedry prowadzą ogromne schody, będące podobno ulubionym miejscem spotkań mieszkańców (fińskie Schody Hiszpańskie? ;) ). Warto wejść do niej by zobaczyć skromne, ale ładne wnętrze, a także - w razie potrzeby - skorzystać z toalety (jedno i drugie bez opłat). Na placu przed świątynią znajduje się pomnik cara Aleksandra II.
Niedaleko placu Senackiego znajduje się niewielka wyspa Katajanokka, na której znajduje się Sobór Uspieński. Cerkiew jest widoczna z większości punktów w mieście, ponieważ znajduje się na wzniesieniu.
Tym, co odróżnia Helsinki od innych miast, jakie dotychczas zwiedzałam (a więc jednak!), jest brak jednego konkretnego punktu określanego jako centralny - np. rynku czy starówki. Podobno za punkt startowy wycieczek przyjmuje się najczęściej Targ Rybny (Kauppatori), nad którym dominuje obelisk ze złotym orłem. Innym charakterystycznym elementem placu jest fontanna z posągiem syreny - jednym z symboli miasta. Pierwszego maja studenci zakładają jej specjalną czapkę, symbolizującą rozpoczęcie fińskich "juwenaliów" (taką, jak łosiowi z pierwszego zdjęcia, jednak w przypadku syrenki do dnia następnego już nie przetrwała).
Na Targu Rybnym znajduje się stacja promu, którym możemy dopłynąć na pobliską wyspę Suomenlinnę. Wyspa Sveaborg była dawniej twierdzą, broniącą dostępu do Helsinek od strony morza. Obecnie widnieje na liście światowego dziedzictwa UNESCO i stanowi wartą zobaczenia destynację. Promy kursują często, bo co 20-30 minut, podróż trwa niecałe 20 minut, a bilet w dwie strony kosztuje 5 €.
Na wyspie było jeszcze zimniej niż na lądzie. Dosłownie przewiewało nas na wylot. Ale widoki świetne, dzięki czemu spędziliśmy tam jakieś 2-3 godziny, obchodząc praktycznie całą Suomenlinnę. 
 
W znajdującym się na tu muzeum trafiłam na jedyny ślad Muminków - magnesy z nimi, do kupienia jako pamiątki. Generalnie jest tu dość pusto i spokojnie. Miałam wrażenie, że najliczniejszymi mieszkańcami są wielkie czarne ptaki, o których wspominałam wcześniej. 
Dzielny obrońca fińskiej twierdzy
Miejscami wyspa wygląda zupełnie jak nie z tego świata. Z licznymi pagórkami mogłaby grać hobbickie Shire, gdyby była nieco bardziej zielona i mniej zmilitaryzowana.
Wracamy na ląd i kierujemy się na Espę - reprezentatywną aleję, po której obu stronach stoją piękne kamienice, z luksusowymi hotelami i restauracjami. Podobno latem tłumy mieszkańców odpoczywają na tutejszych ławkach i trawnikach, ale przy tej pogodzie trudno było mi to sobie wyobrazić.
Przy zachodnim krańcu parku znajduje się budynek Teatru Szwedzkiego, a na przeciwko jego - na rogu Pohjoisesplandi i Mannerheimint - Dom Handlowy Stockmann, powstały w latach 30. XX wieku. W tej części miasta najdziemy tu też wiele innych sklepów i butików, choć ceny nie należą do przystępnych. Nasze tallińskie zapasy się skończyły i zaczęliśmy rozglądać się za miejscem na obiad. Misja nie była łatwa, bo nawet najzwyklejsze fast-foody w tym mieście kosztują jak na nasze realia niemało. My w końcu trafiliśmy całkiem nieźle, do FoodSpot - co prawda jest to restauracja z szybkim jedzeniem, ale o całkiem dobrej jakości i smaku. Kebab drobiowy podany na talerzu, wraz z surówkami i ryżem kosztował 6,90 €. Zdecydowanie można polecić to miejsce.
Dworzec kolejowy przy ul. Kaivokatu
Ostatnim miejscem, jakie chcieliśmy zobaczyć była Kaplica Ciszy. Kamppi znajduje się w biznesowej części miasta, tuż obok wielkiego centrum handlowego. Jest przykładem absolutnie minimalistycznej architektury sakralnej i wygląda zjawiskowo. Do wewnątrz można wejść, jednak tylko do 20:00. My niestety byliśmy o 10 minut za późno.
W drodze powrotnej do portu zahaczyliśmy jeszcze o helsińską dzielnicę designu i kościół Świętego Jana. Trafiliśmy też na pierwsze oznaki wiosny :-).
Do portu trafiliśmy z odpowiednim wyprzedzeniem, mocno przemarznięci i trochę zmęczeni - nachodziliśmy się dosyć sporo, bo wybraliśmy taki sposób na poruszanie się po mieście. Najbardziej żałuję, że nie zobaczyliśmy Kaplicy Ciszy od wewnątrz, bo wątpię byśmy tu jeszcze wrócili. Gdyby miasta były daniami, smak Helsinek określiłabym jako "ciekawy", "wart spróbowania", ale raczej nie zamówiłabym go jeszcze raz. MENU jest bardzo rozbudowane i zbyt wiele smaków jeszcze przede mną, choć w przypadku niektórych mam ochotę na dokładkę. Pożeraczy miast zachęcam do samodzielnego skosztowania, a miłośników Muminków - do odwiedzenia fińskiego Tampere lub Naantali niedaleko Turku. Tam Muminki są ;-).







11 komentarzy:

  1. po raz kolejny udowadniasz, że świetnie się czyta Twoje relacje. good job!

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog!

    Mieliście mapę przed przyjazdem do Helsinek czy jest możliwość darmowego nabycie gdzieś niedaleko portu?

    Planuję podobny wypad z Tallinna, ale trochę mnie przerażają te porty, bo pierwszy raz promem :) Też będę korzystał z Tallink. Daleko jest ten port od centrum? Nie mieliście problemów z dotarciem do tego portu? Czy oznaczenia są tak czytelne jak na lotnisku? Trochę mam obawy żeby się nie pogubić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cześć! Przeprawa promem nie powinna sprawić kłopotu. Z tego co pamiętam wszystko było dość jasne, a zawsze możesz popytać obsługę czy współpasażerów. Od portu w Helsinkach do centrum był spory kawałek (jakaś godzinka spacerem), ale przyjemna droga. Można też wsiąść w tramwaj spod portu, tylko bilety drogie. Mapę dostaliśmy za free w hostelu w Tallinie. Korzystaliśmy też z takiego przewodnika w pdf (jest cała seria różnych miast na loter.pl czy fly4free). Pozdrawiam!

      Usuń
  3. Dzięki za odpowiedź. A z miejsca, z którego odpływał prom Tallink odpływają promy jakichś innych przewoźników?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmmmm... mi się kojarzy, że tak (w sensie z tego portu), ale nie pamiętam dokładnie. Kojarzę jedynie, że większych problemów jako użytkownicy tego środka transportu nie mieliśmy. Będzie OK!

      Usuń
  4. A jak jest ze strefą czasową? W Tallinnie i Helsinkach jest ta sama godzina? Nie trzeba przestawiać zegarka?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzięki Aga za pomoc :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Jeśli chodzi o wyszukiwarkę promów to polecam: http://www.aferry.pl/
    Mam zamiar wybrać się z rodzinką na tydzień do Helsinek w tym roku.
    Ciekaw jestem jak tam będzie, byłem kilka razy przejazdem, w drodze do pracy i widziałem je tylko z okna.
    W samej Finlandii spędziłęm rok (w Turku) i bardzo miło wspominam ten okres.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki gruberto! Mam nadzieję, że się Tobie Helsinki spodobają. Obyście nie trafili na straszne zimno. Pozdrawiam :)

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...