Swoją pracę można lubić lub nie, ale już samo chodzenie do niej mało kogo nastraja pozytywnie. Skądś jednak trzeba czerpać fundusze na te wszystkie podróże i całe jedzenie świata, które czeka na nasze spróbowanie. Gdyby tak jednak przestać chodzić do pracy i zacząć... jeździć do niej rowerem?
fot. smart-studio |
Kiedyś na pomysł dojeżdżania do pracy rowerem odpowiedziałabym parsknięciem śmiechem, a potem wymienianką powodów dlaczego z rekomendacji nie skorzystam. Rower kojarzył mi się z wypadami za miasto i to też nie za
często, bo ile można grzęznąć w piachu, podczas przejażdżek przez leśne
polany. Kilka lat temu pewien Szaleniec z Sekcji Rowerzystów Miejskich
zamydlił mi oczy tak, że jednak spróbowałam. Od tego czasu sporo
się zmieniło. Ów Szaleniec jest teraz moim mężem, a rower - ulubionym
środkiem transportu w mieście w okresie od wiosny do jesieni. Najwyższe
noty zbiera ten drugi zbiera w kategorii "dojazd do pracy". Dlaczego tak jest i z
jakimi obiekcjami musiałam walczyć na swojej drodze do tego stanu przeczytacie poniżej.
DLACZEGO NIE
...czyli co mówiłam jako rowerowo-oporna i co ja teraz na to:
- bo pogoda
W Skandynawii mają gorzej i zimniej, a przecież to tam
jest najwięcej rowerzystów. Nie jeżdżę cały rok, a i w sezonie nie codziennie.
Zwykle dzień wcześniej sprawdzam prognozę TUTAJ, dzięki czemu wiem o której
mogę spodziewać się deszczu i ewentualnie o jakim natężeniu, na podstawie czego podejmuję decyzję czy ryzykować czy nie. Przez ostatnie kilka lat
dopiero raz zdarzyło mi się wracać w ulewie. I nic,
przeżyłam, nie roztopiłam się. Grunt to dobrze zabezpieczyć telefon i
portfel, reszta się raczej nie utopi ;-).
- bo stylówa
Sportowe ciuchy rowerowe nie każdemu pasują. Mi nie.
Całe szczęście, że rowerem bez problemu można jeździć zgodnie z własnym i firmowym dress
code'm. Jadąc rowerem w eleganckich ciuchach czujesz się tak, jakbyś miał trafić na bloga o cycle chic - prostujesz plecy, by ładniej wyjść na potencjalnym zdjęciu, częściej się uśmiechasz. A i dla patrzących jest milej. Facet w
garniturze, pomykający eleganckim miejskim rowerem, jest bardzo sexy.
A i za rowerzystką w ciekawej stylizacji zdarza mi się obejrzeć.
- bo zmęczenie
Znacie to uczucie, że droga powrotna jest krótsza i szybciej mija? To dzięki temu, że znamy już drogę, że kojarzymy, że za tym krzywym drzewem będzie skręt w lewo. Zanim pierwszy raz przejechałam trasę do mojej pracy, dystans wydawał mi się nieludzki. Tymczasem okazało się, że pokonuję te około 7 km bezproblemowo, a droga z każdym razem mija coraz szybciej. Zmęczenie i pocenie się na rowerze jest mocno przereklamowane. Mocniej pocę się w autobusie latem, wciśnięta między innych, równie albo bardziej spoconych pasażerów. Do pracy docieram roztargana, ale pełna energii.
- bo niebezpiecznie
Niestety, ten argument jest trudny do podważenia. W Polsce jest wciąż za mało dróg rowerowych, a jazda jezdnią
potrafi podnieść ciśnienie mocniej niż kilka kaw. Doświadczyłam kilku
sytuacji zagrożenia na drodze, panicznie boję się lewoskrętów [kto
jeździ ten wie o co chodzi], ale mimo wszystko najczęściej jadę tak, jak
powinnam - drogą rowerową, gdzie jest, jezdnią - tam, gdzie nie ma. Są
też miejsca, gdzie jezdnią zwyczajnie boję się jechać, skąd wybieram
chodnik. Pamiętam jednak, że jestem tam "gościnnie" i szanuję
pierwszeństwo pieszych. Wzajemny szacunek - niezależnie od tego w jakiej
roli uczestników ruchu w danym momencie jesteśmy - jest z resztą
kluczowy.
...czyli dlaczego warto jednak spróbować: - dla fanu
To, że jazda rowerem jest fajna, potwierdzi większość z Was. Pewnie za to niewielu z Was ma tyle czasu, aby organizować sobie częste rowerowe wypady. Dojeżdżanie do pracy to takie przyjemne z pożytecznym - docierać tam i tak musisz [chyba, że pracujesz w domu], a przynajmniej jest milej. To poczucie niezależności, ten wiatr we włosach, no i wymijanie samochodów stojących w korkach - megafrajda! :-)
- dla szpanu
W mojej firmie przyzwyczaili się już do widoku mnie zapinającej rower przed pracą, podczas gdy inny parkują auta. Początkowo byłam jednak pewnego rodzaju ciekawostką i zdarzało mi się, że ktoś zagadał na temat dojeżdżania rowerem. W oczach niektórych urosłam do supermenki - dopóki bowiem się samemu nie spróbuje, codzienne pokonywanie kilku km wydaje się czymś, co wymaga supermocy [patrz: powyżej, punkt zmęczenie]. Dojeżdżanie rowerem do pracy i w ogóle miejska jazda to tez fajny temat do zagajenia z mało znana osobą, na przykład na imprezie. Plus dziesięć punktów do lansu, jak nic.
- dla pieniędzy
W temacie kosztów paliwa i użytkowania samochodu jestem laikiem, ale za to widzę jak dużo kasy oszczędzam na komunikacji miejskiej w sezonie rowerowym. Pojedyncze bilety oczywiście kupuję, ale nie jest tego tyle, co zimą i późną jesienią. Oszczędność idzie jednak dalej - jeśli rower wystarcza Ci jako forma aktywności sportowej, możesz zrezygnować z karnetu na siłkę [mi nie wystarcza, ale tak przykładowo]. Nie mówiąc już o tym, że porządne dotlenienie i dobra forma organizmu pozwala przypuszczać, że mniej wydasz na lekarzy i leki [patrz: niżej].
- dla zdrowia
O wpływie jazdy rowerem na zdrowie napisano już wiele (np. TUTAJ). To, co zauważyłam sama po sobie to ogólna poprawa kondycji [pierwsze tygodnie dojazdów są trudniejsze, potem idzie coraz lepiej; nawet jak na tramwaj trzeba podbiec to zadyszka mniejsza], lepsza odporność i zgrabniejsze łydki. Zgrabne męskie łydki to taki mój mały fetysz, a mąż-rowerzysta to nie przypadek. Ale nie o ciało tylko chodzi. Regularne śmiganie rowerem odstresowuje, "wietrzy umysł" i hartuje ducha - zwłaszcza w poniedziałki rano, kiedy pedały wyraźnie ciężej chodzą.
fot. smart-studio |
...czyli trochę rowerowego know-how:
- czym?
Nie chodzi o to, by rower był najdroższy, ale o to, by był dobrany do naszych potrzeb. Na dojazdy do pracy najlepiej sprawdzą się rowery miejskie, w których przyjmuje się wygodną wyprostowaną pozycję i na których wygląda się dobrze w eleganckich ciuchach. Moją Czarną Strzałę kupiłam kilka lat temu, zanim ruszyła moda na holendry, ale nie odstaje strasznie od jej jednośladowych koleżanek, na których lansują się blogerki modowe. Jest moja, jest niezawodna, jest kochana. Niedawno do naszej rodziny dołączył maluszek - biały rower składany. Jest to świetne rozwiązanie kiedy trzeba dojechać z większej odległości autem, a potem wyciągnąć takie cacko z bagażnika, rozłożyć w minutę i po samym centrum śmigać na dwóch kółkach, śmiejąc się pod nosem z tych, co tkwią w korkach albo szukają miejsca parkingowego.
- z czym?
Akcesoriów rowerowych jest cała masa - od tych stricte funkcjonalnych, po typowo dekoracyjne. Absolutnym must have, jeśli nie chcemy szybko dołączyć do fanów pewnego fan page'a, jest dobre zapięcie rowerowe. Z moich doświadczeń najlepiej sprawdzają się zapięcia typu U-lock. Oprócz tego czym, ważne jest przemyślenie do czego się przypinacie. Stojaki typu "wyrwijkółka" (trzymające za jedno koło) omijajcie z daleka, a jeśli już koniecznie musicie to przypinajcie się za koło tylne (trudniej je odłączyć od roweru). Najlepiej zapinać rower za ramę i idealnie sprawdzają się do tego dobre stojaki rowerowe, w kształcie odwróconego U, albo znaki drogowe (więcej info o bezpiecznym przypinaniu się TUTAJ). Z akcesoriów przyda się Wam też koszyk rowerowy, do którego wrzucicie drugie śniadanie czy torebkę.
- w czym?
W czymkolwiek chcesz iść do pracy danego dnia :-). Ja często jadę w żakiecie, czasem w sukience (nie każda się nadaje - niektóre, zbyt lekkie, podwiewają, pokazując za dużo), a najwygodniejsze buty na rower to dla mnie 6-cm koturny. W obcasach też nie jest źle. Ostrożnie z balerinkami - mogą spaść. W piątki trzynastego uważajcie na tenisówki - sznurówki potrafią wkręcić się w pedały, a wtedy o upadek nie trudno (nieważne skąd to wiem :]). Warto zainwestować w kurtkę deszczową, aby ochroniła nas kiedy prognoza z nas zadrwi. Wczesną wiosną i późniejszą jesienią obowiązkowe jest osłonienie dłoni rękawiczkami (owiewa je wiatr), głowy czapką lub opaską (ostrożnie z zatokami!) oraz szyi szalikiem (o przeziębienie przy chłodnych porankach nietrudno).
- po czym?
Tak, jak pisałam wcześniej, staram się jeździć w miejscach wyznaczonych dla rowerów. Najważniejsze jest dla mnie jednak bezpieczeństwo i nie śmigam tam, gdzie czuję się bardzo niepewnie - czasem korzystam więc z chodnika. Do zaplanowania trasy polecam skorzystanie z google maps - od niedawna mają moduł dla rowerzystów. Przed pierwszą jazdą rowerem do pracy, warto przećwiczyć sobie trasę "na sucho", np. z kimś kto w jeździe miejskiej jest bieglejszy. Taką jazdę próbną najlepiej zrobić w weekend, kiedy ruch jest mniejszy - dzięki temu będziemy mieli okazję do spokojnego przyjrzenia się trasie i ewentualnym utrudnieniom.
fot. smart-studio |
Rower jako miejski środek transportu ma wiele zalet, choć oczywiście nie jest rozwiązaniem dla wszystkich i we wszystkich okolicznościach. Przed ostatecznym odrzuceniem pomysłu, aby się na niego przesiąść w ramach dojazdów do pracy, warto przemyśleć wszystkie "NIE, BO...", a najlepiej po prostu spróbować. Ja po takiej próbie wpadłam po uszy w rowerowy nałóg. Na jutro prognoza sprawdzona, zapowiada się piękny dzień, jadę rowerem. A Wy czym śmigacie jutro do pracy?
Od 1, 5mca smigam rowerem do pracy, niezależnie od pogody ;) mimo super dokładniej aplikacji z pogodą zmoklam już chyba tysiąc razy, jechałam w ulewie, która sparalizowala miasto i podczas burzy. Najgorzej jest rano kiedy pada (a pogoda nas ostatnio nie rozpieszcza) a trzeba iść po rower.. Jednak nie pogoda jest moim największym zmartwieniem, a bezpieczeństwo. Nawet jeżdżąc po ścieżkach rowerowych można stracić życie. Kierowcy nie szanują rowerzystów i zatrzymuja sie dopiero przed pasami, a jak ścieżka jest przed to wcale nie patrzą. Z drugiej strony podczas tego półtora miesiąca zaobserwowalam jakimi bananami są niektórzy rowerzyści.. co pędzą po ścieżkach ile sił, nawet się nie obejrzą przy wiedzie na ulice, tak mają pierwszeństwo.. albo wielka stylówka jeździć do ulicy w słuchawkach! Widzialam też takich co na chodniku czują się jak Państwo i dzwonią na pieszych, slalomuja i marudza pod nosem. Tak jak rowerzysta jest na chodniku jest tam gościem! Nie dzwoni i dziękuję jak ktoś ustąpi miejsce, przynajmniej ja tak robię ;) tak, zawsze. Edukacja, tego brakuje. Dla pieszych - ze ścieżka jest dla rowerów a nie wózków mimo ze wózek też ma kółka, dla rowerzystów, że na chodniku są gościem i dla kierowców, o szacunku dla rowerzysty. No nic, spadam na rower ;)
OdpowiedzUsuńJa kiedyś drygałam przed każdym zapowiadanym deszczem, teraz głównym kryterium jest dla mnie czy nie leje rano. Jeśli tak jest to jednak wybieramy auto. Bezpieczeństwo jest fatalne, a do tego dochodzą postawy wzajemnej niechęci między pieszymi, rowerzystami i kierowcami. Pokutuje przekonanie, że jak masz auto [najlepiej wielkie, drogie i szybkie] to jesteś kimś, a jak jedziesz rowerem to znaczy, że nie stać cię na auto. A od braku szacunku do agresji jest blisko. Dużo by pisać - przez ponad 3 lata dojeżdżania rowerem zebrało się wiele niefajnych sytuacji. Staram się - tak jak Ty - dawać dobry przykład swoim zachowaniem na drodze. Tyle mogę.
UsuńOd 7 lat śmigam rowerem po Poznaniu. jedynie bardzo śnieżna zima mnie wyklucza z ruchu. Moim zdaniem poziom bezpieczeństwa wzrósł conajmniej 2-krotnie. Kiedyś kierowcy aut mijali rowerzystę na odległość ok. pół metra, teraz rzadko który się na to odważy. Na pewno duży udział ma tu liczba rowerzystów. Ich wzrost jest tak duży, że zaczynają się tworzyć korki rowerowe :)) Niestety wzrosła też ilość rowerzystów-idiotów (potencjalnych samobójców). Non stop w słuchawkach, na niesprawnych rowerach, bez oświetlenia, pędzących ile wlezie, podczas jazdy jezdnią przyklejonych do krawężników czy generalnie nieskordynowanych ruchowo itd. ;/ A co do infrastruktury... wierzę, że to się wkrótce trochę ruszy :)))
OdpowiedzUsuńNie wiem czy ruszy, oby tak, ale na pewno pojawiają się pojedyncze jaskółeczki - ostatnio na przykład droga na Świerczewie, wzdłuż Leszczyńskiej, z której korzystam codziennie. Komfort jazdy wzrósł o 100% :-)
UsuńMieszkam w Danii i dojeżdżam rowerem prawie codziennie:-) i to przez cały rok, czy to jesień czy to zima tez. Ale w zimie nie ma tu tyle śniegu i takiego mrozu jak w Polsce, a jeśli już jest to w pierwszej kolejności w mieście odśnieżanie są właśnie ścieżki rowerowe. A ścieżki rowerowe są wszędzie. Często chodnika nie ma ale ścieżka jest:-) a w 80% przypadków deszcz pada między 8.30 i 15.30 czyli jak się jest w pracy:-D wiec to tylko zazwyczaj brzmi zniewalajaco dla kogoś kto słyszy ze w Skandynawii jeździ się tyle na rowerach. Ale tu jest naprawdę łatwiej jeździć na rowerze to niż w Polsce:-) a i odkąd jeżdżę na rowerze to i częściej obcasy zakładam bo nie trzeba tyle ani chodzić, ani przebierać na inne bardziej "samochodowe" obuwie:-D Tak, że, trzymaj tak dalej! ;-)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę - u nas nawet zalegającego piachu nie zmiatają, o naprawie nawierzchni nie wspominając. Heh, w ogóle w Kopenhadze to niemal więcej rowerów niż ludziów. No i inny szacunek dla rowerzysty. Może też tak kiedyś u nas będzie, kto wie :-). Pozdrawiam rowerowo!
Usuńno nie, moj temat więc napisalam taaaki komentarz, po czym zrobiłam niechcący 'wstecz' i wszystko znikło.
OdpowiedzUsuńno to szybko jeszcze raz:
pisalam, ze mimo że codziennie od ponad dwoch lat do pracy dojeżdżam rowerem, nie ma dnia żebym nie usłyszała jak sie przypinam "dzisiaj też rowerkiem?" ;d
i nie pojmuję tego, że ludzie mnie traktuja trochę z pobłażaniem, jak freaka - że chyba lubię sie umartwiać skoro nie jeżdże autobusem - a dla mnie jazda autobusem to kara, korzystam w ostateczności (czyli przy każdej awarii roweru której nie da się naprawić z dnia na dzień, np. dzisiaj. na chwile obecną jestem bez hamulców. ale kończy mi sie cierpliwość i chyba zezłomuję to swoje byle co, bo za dużo moich nerwów i tomka czasu przy naprawianiu kosztuje, a kupię cos porządniejszego).
a jesli chodzi o pogodę, to nie przeszkadza mi deszcz ani śnieg, ale silnego wiatru nienawidze. czasami płaczę ze złosci jak jadę, a wieje mi w twarz ;d
a na zdjęciu adama spod libelta był mój rower ;d też źle zaparkowany, czasami sie buntuję przeciwko wyrwikółkom i specjalnie źle przypinam. nie sądzę żebm zajmowała komus miejsce, skoro i tak niemożliwe jest żeby wszystkie stanowiska były zajęte jednocześnie.
Liczyłam na odzew z Twojej strony :-). Powiem Ci, że tekst "dzisiaj też rowerkiem?" wypowiedziany z pobłażaniem znam dobrze. To chyba taka specyfika naszych miejsc pracy, kulturowo tkwiących trochę w poprzedniej epoce. Co do pogody - jak sobie radzisz z deszczem? Póki co nie mam nawet kurtki z kapturem i o ile teraz, jak jest ciepło, mi tak nie robi, tak zimą przyjechać z mokrą głową - słabo.
UsuńZdjęcie akurat zrobił Adama brat, ale łączę się w tej szlachetnej idei walki z tym dziadostwem.
Nienawidżę wyrwijkółek!
generalnie ja zawsze mam przy sobie czapkę i rękawiczki (tak, nawet w zeszłym tygodniu), więc jak pada to po prostu ją zakładam i chowam włosy. a w ramach profilaktyki - jak widzę że rano może padać to eyeliner i tusz biorę ze sobą do pracy i dopiero tam się maluję ;)
Usuńna super ulewy mam nawet specjalną kurtkę, ale raz że jest biała, więc więcej czasu spędza w koszu z praniem niz na wieszaku, a dwa że średnio mi pasuje do spódnic, wiec podwójnie rzadko ją noszę. przez 99% czasu mam na sobie zwykłą kurtkę i wychodzę z założenia że jak zmoknę to trudno, a zresztą wcale nie moknę bardziej niż inni pod parasolami - a nadal jest to 25 minut rowerem vs. stanie w korkach w ciasnym autobusie.
Czapka spoko, ale ja chyba jednak zainwestuję w kaptur (od deszczu dziwne rzeczy się z moimi włosami dzieją :D), ale patent z malowaniem w pracy świetny, bo jednak trochę leci w oczy i można wyglądać jak z taniego dramatu :].
UsuńWitaj.
OdpowiedzUsuńJa również dojeżdżam rowerem do pracy już od ponad miesiąca, codziennie 29 km w jedną stronę. lekko nie było i nadal nie jest, ale kiedyś na podjeździe wyprzedziła mnie zakonnica. Dziś nie dałaby już rady :) Pod koniec roku wybieram się w samotną dwumiesięczną podróż rowerową i to była na początku taka forma treningu. Ale jak to bywa złapałam bakcyla i teraz jak musze iśc na przystanek autobusowy to mam wrażenie, że się cofam zamiast iść do przodu.
Deszcz tez przeżyłam i się nie roztopiłam.
A co do kultury na drodze i ścieżce rowerowej to popieram przedmówczynię Martę. Kretyni żyją wśród nas i nic się na to nie poradzi :) Pogratulować tylko tym wysztafirowanym mamuśkom, które na ścieżce rowerowej urządzają sobie spacerniak :)
Pozdrawiam i w wolnej chwili zapraszam do siebie www.travelerka.com
Witaj Edyto :-). Chętnie będę wpadać do Ciebie, chociażby po to, by poczytać o moim podróżniczym marzeniu: USA! Wielki szacun, za dystans, jaki pokonujesz do pracy - chyba musisz ją lubić ;]. Cieszę się, że wśród czytelników mojego bloga jest tylu rowerzystów! Pozdrawiam - podróżniczo, rowerowo i tak po prostu :-)
UsuńJa jeżdżę od lat do pracy, zaczęło się od tego, że chciałam poznać miasto, potem doszły kolejne ZA czyli: szybkość docierania po pracy, możliwość odwiedzenia wszystkich fajnych sklepów po drodze bez szukania miejsca do zaparkowania, możliwość zjedzenia czegoś słodkiego w pracy (bo przecież i tak to spalę na trasie) a na koniec brak konieczności chodzenia na aerobic czy inne formy ruchu wieczorami czyli ostatecznie WIĘCEJ CZASU DLA MNIE.
OdpowiedzUsuńJa akurat stosuję metodę nieco mniej popularną, bo jeżdżę w stroju sportowym a w pracy się całkowicie przebieram. Jest to może denerwujące czasami, bo zdarza się, że strój wybrany z rana, w pracy już przestaje mi się podobać jak go założę na siebie, ale czego się nie robi dla ROWERA.
Hej! Dojeżdżanie w stroju sportowym ma swoje plusy - zwłaszcza, jeśli jest ryzyko bycia ochlapanym przez deszcz. Bezkarne podjadanie słodyczy w pracy - że też o tym wcześniej nie pomyślałam! [tzn. podjadałam, ale niepotrzebnie robiłam sobie wyrzuty potem ;)]. Pozdrawiam serdecznie!
UsuńCiekawy wpis, ale fajnie byłoby poczytać, co z tym rowerem zimą. ;)
OdpowiedzUsuń