10 lutego 2014

Łagodność o sile TSUNAMI

Nie tak dawno temu, nie za siedmioma górami, dziewczyna z diademem na głowie, o delikatnej urodzie i łagodnej barwie głosu, zapanowała na poznańskim ZAMKU. W czasach, w których wykreować i sprzedać można niemal wszystko, KARI z siłą żywiołu podbiła publiczność naturalnością - własną, swojej muzyki i tekstów. Wspomnienie uderzającej dawki autentycznych dźwięków, obrazów i emocji do teraz przysparza mnie o ciarki na plecach.
WPROWADZENIE
Chociaż KARI jest 100% Polką, jej muzykę najczęściej porównuje się do skandynawskiego indie popu, a samą artystkę do Lykke Li, Simone White czy Emiliany Torrini. Kari czaruje delikatnym, wręcz dziewczęcym wokalem, przyjemnymi melodiami i ujmującymi prostotą tekstami. Utworom daleko jednak do banału czy naiwności. Mówią o życiu i uczuciach tak, jak rozmawia się z bliską osobą - bez zbędnych ozdobników, ale przez to bardzo prawdziwie.
KONTEKST
Poznański koncert 6.02.2014 był częścią trasy koncertowej, promującej nowy album KARI, "Wounds and bruises". W porównaniu do poprzedniej, na drugiej płycie Kari brzmi mniej dziewczęco. To już nie księżniczka, a wojowniczka. Rany i siniaki nadały utworom dojrzalszego brzmienia, a współpraca z brytyjskimi muzykami sprawiła, że płyta jest bardziej rockowa i wyrazista. Świetne teksty napisane przez Roberta Amiriana mówią o kończącej się miłości, o rozstaniu, o żalu. Nie ma w nich jednak rozczulania nad sobą czy biadolenia. Z piosenek płynie nadzieja i siła do dalszej, już samodzielnej, drogi. The hardest of goodbyes started as the happiest hello.
WYDARZENIE
 "Jak zwykle nie będę za dużo mówić między piosenkami" zapowiedziała KARI i zapowiedź spełniła, jednak każdemu utworowi nadawała osobisty wymiar, mówiąc o okolicznościach jego powstania, czy o tym, z czym się dla niej wiąże. Poza niesamowitymi zdolnościami wokalnymi wokalistki i świetnym brzmieniem zespołu, niesamowite wrażenie robiła autentyczność emocji płynących z wykonywanych utworów. Na okładce nowej płyty KARI jest naga i mimo koncertowej stylizacji tak było i tego wieczoru - nie o nagość dosłowną tu jednak chodzi, a o odkrywanie siebie, swoich uczuć i przeżyć. Piorunujące oddziaływanie koncertu to też zasługa poznańskiego kolektywu WOOOM, który tworzył wizualizacje do muzyki. Obrazy inspirowane naturą i jej siłą wzmacniały przekaz utworów, nadając im dodatkowej głębi. Warto wspomnieć też o samym miejscu, w którym odbywał się koncert: sala kinowa ZAMKU stanęła na wysokości zadania.
REFLEKSJA
Życzyłabym sobie i Poznaniowi więcej takich koncertów. To wydarzenie i sama KARI są dla mnie niesamowitym źródłem inspiracji, umacniając w przekonaniu, że - wbrew ogólnym tendencjom - wrażliwością, prawdziwością uczuć i naturalnością, można jeszcze sporo ZAWOJOWAĆ.

2 komentarze:

  1. Obiecałem kiedyś dać Ci znać jak wrzucę zdjęcia z rynku kalwaryjskiego w Wilnie. Są już tutaj:
    http://centryfuga.wordpress.com/2014/02/11/wariant-baltycki-7-wilno-ryga-tallin-targowiska/ ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dopiero dzisiaj zajrzałam, bo nie miałam wcześniej jak, ale dzięki za cynk - rzeczywiście ciekawa miejscówka! Nieco podobnie było na ryneczku w Tallinie, taki sowiecki klimat.

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...