25 maja 2014

Zakochani w ATENACH [część II]

Pierwsze lody z Atenami przełamane. W poprzednim odcinku relacji znaleźliście kilka tipów organizacyjnych, dowiedzieliście się jakie wrażenie robi miasto, no i czy jest tam w ogóle co zwiedzać ;-). Teraz czas na część drugą, a w niej między innymi jedzenie, wypoczynek i ogólne refleksje. Pojawią się też pompony, dziwne kroki, rybki, które jedzą ludzi oraz inne rzeczy ZA DARMO i NIE ZA DARMO. Może w końcu dowiecie się też czy W ATENACH MOŻNA SIĘ ZAKOCHAĆ?

ATENY NIE ZA DARMO
Pieniądze szczęścia nie dają, ale dają możliwość kupienia czegoś, co trochę szczęścia przyniesie. Ateny przyjmą każdego turystę, choć nie są raczej miastem tanim. W poprzedniej części pisałam o najważniejszych zabytkach Aten i wspólnym bilecie, który pozwala je zwiedzić. Do ZWIEDZANIA potrzebna jest więc kasa, ale też paliwo, które da nam energię: JEDZENIE.W końcu ruinami ani dzbanami sprzed tysiąca lata brzucha nie napełnimy.

Poznawanie greckich kulinariów rozpoczęliśmy dość... niegrecko. Szukaliśmy knajpki rekomendowanej na TripAdvisorze i adres wskazywał na mało reprezentatywne miejsce, ukryte pod poziomem ulicy. Zajrzeliśmy do środka, a tam sami lokalsi - stwierdziliśmy więc, że mimo dość skromnej stylówki, pewnie będzie dobrze.
Design wnętrza był niepowtarzalny: surowy beton na podłodze, ceratowe obrusy na stołach, pokrywane papierem - dla higieny, portrety [wodza? szefa kuchni?] na ścianie, dekoracje ze sztucznych kwiatków. Zapytaliśmy o menu, na to gospodarz wzdrygnął ramionami i zaprosił nas na zaplecze kuchenne, pokazując wnętrze garnków. Do wyboru były trzy bramki, każda z inną niespodzianką. Przyznaję, trochę się bałam, że to może być ZONK, ale co tam - raz się żyje.
Zamówiliśmy po głównym daniu, do tego dostaliśmy pokrojony bochenek chleba oraz po sałatce i szklance domowego wina na łebka. Pomyśleliśmy, że tak właśnie będzie w Gruzji, ale tylko częściowo mieliśmy rację. Stylówka może faktycznie gruzińska, wino domowej roboty, ale jedzeniem Gruzini biją grecką kuchnię, przynajmniej w tym konkretnie wydaniu. No i w Gruzji nie zapłacilibyśmy za to po 10 € od osoby, tylko kilka razy mniej. Pierwszy fail zaliczony. Na szczęście wtedy jeszcze nie mieliśmy porównania ze słynną Rachą.
Najbardziej restauracyjną częścią miasta jest dzielnica Plaka. U stóp Akropolu możecie znaleźć greckie rodzinne tawerny, jak i nowoczesne hipsterskie knajpki. Ceny dość wysokie, np. espresso za 2,5 €. Bardziej niż kofeina i jej cena na nogi postawiła nas reakcja gospodarza jednej z tutejszych restauracji: strzelił focha, że to nie kawiarnia (byliśmy już po obiedzie, zamówiliśmy po prostu kawę). Mit o greckiej gościnności upadł wraz z serwetkami, które niepokojąco rzucił w naszym kierunku. Drugi kulinarny fail zaliczony. 
Potem było już lepiej, choć nadal dość drogo i nie jakoś szałowo. Jeśli więc znacie jedzeniowe miejsce, które polecacie przyszłym odkrywcom Aten - piszcie w komentarzach. Jedynym must visit ode mnie jest restauracja w Muzeum Akropolu:

Food porn powyżej: ciecierzyca z pomidorami. Może i mało greckie, ale bardzo smaczne, elegancko podane i z takim widokiem, a przy tym w cenie nie dużo wyższej niż w knajpce nr 1. A to nie koniec bonusów tego miejsca. O innych przeczytacie w części ATENY ZA DARMO. A na koniec tego rozdziału jeszcze coś, co można nie za darmo przywieźć z Aten:

ATENY ZA DARMO
Ustaliliśmy już, że w Atenach nie zjecie, ani nie zwiedzicie za darmo. Do posiłków zawsze za darmo podawana jest jednak woda, a i od tego drugiego są pewne wyjątki. W czwartki do 24:00 bezpłatnie zwiedzać można MUZEUM BENAKISA, prezentujące zbiory sztuki użytkowej z różnych epok. Fajna opcja na gorszą pogodę. Czytelnicy forum fly4free, a teraz i mojego bloga, bez opłat mogą zwiedzić też to cacko: Muzeum Akropolu. Szczegóły poniżej.
Uwaga, dzielę się wiedzą tajemną: aby zwiedzić MUZEUM AKROPOLU za darmo, trzeba wejść do niego... od kuchni, a właściwie od restauracji, którą opisuję wcześniej. Po wejściu do budynku deklarujecie chęć pójścia do restauracji (trzeba pobrać darmowy bilet w kasie) i wjeżdżacie windą na piętro, idziecie do restauracji, choćby na samą kawę, a potem nikt nie patrzy czy po posileniu się wychodzicie natychmiast z budynku, czy też pokręcicie się po muzeum. A pokręcić się warto, chociażby dla świetnej ekspozycji pozostałości z Tympanonu (najwyższe piętro), czy też dla zobaczenia tych najprawdziwszych z prawdziwych Kariatyd (tak, to tu one są!). Nie wolno robić zdjęć, jakby co.
Muzeum to moje ulubione miejsce w Atenach zaraz po Akropolu. Świetna architektura, dobre jedzenie, ekstra widok, darmowe (nawet jeśli nieoficjalnie) wejście, no i Kariatydy. Do tego jest jeszcze jeden bonus: free WI-FI wewnątrz restauracji (na tarasie sieć już wymięka). Z dostępem do internetu ogólnie nie ma problemu w mieście. Wi-fi śmiga nawet na niektórych stacjach metra.
Nie za darmo można nabyć na targu oliwki, a w sklepie wino, a potem już całkiem za free konsumować ten zestaw patrząc na miasto z góry, a właściwie WZGÓRZA: Areopag. Wspinaczka jest prosta, a zejście - nawet po winie - bezpieczne, schodami. Drugie miejsce do górowania nad Atenami to Likavitos. Wejście też za darmo (chyba, że ktoś się zdecyduje na drogi wjazd kolejką), widoki i kościółek na górze bardzo przyjemne, całkiem romantycznie.
Na zdjęciach zrobiło się ciemno, co ładnie łączy się z kolejną darmową atrakcją, jaką jest WYSTAWA ŚPIĄCYCH PSÓW NIERASOWYCH. Takich rzeczy nie znajdziecie w żadnym przewodniku.
Nie wiem o co chodzi, ale przed każdym ważniejszym punktem turystycznego programu, takim jak np. Agora, Biblioteka Hadriana czy Teatr Dionizosa, leży sobie minimum jeden pies. Psy są do siebie podobne, takie trochę "labradorowate" i wszystkie - zamiast czuwać - śpią w najlepsze. Ja tam kejtry lubię, więc pogłaskałam to tego to owego. Czasem w podziękowaniu byłam eskortowana podczas zwiedzania danego miejsca.
Jak pisał pewien Anglik "Ktoś nie śpi, aby mógł spać ktoś". Kiedy większość piecholi kimała, na Placu Syntagma jeden był na nogach. Dosłownie.
Syntagma uważany jest za jeden z centralnych punktów miasta, kręci się tu dużo ludzi, w pobliżu mieszczą się budynki rządowe, a przed Grobem Nieznanego Żołnierza czuwają całą dobę strażnicy w bardzo oryginalnym rynsztunku.
Minispódniczki, białe rajtki i pompony to jeszcze nic. Najlepszy efekt robi zmiana warty, podczas której z pełną powagą robią panowie więcej dziwnych kroków niż wszystkie postacie od Monthy Pythona razem wzięte. Wiem, że to na pewno ma głęboką symbolikę i jest greckim dobrem narodowym, a nabijanie się to trochę nietakt, ale serio: jest śmiechowo. I to za darmochę.

ATENY NIE ZA DARMO i ZA DARMO
Nie za darmo pojechać można do Pireusu (korzystając z bardzo dobrze rozwiniętej komunikacji miejskiej, o której pisałam w części pierwszej), aby tam - już całkiem za free, popatrzeć sobie na statki (same statki już raczej dla bogaczy).

Warto szarpnąć się na dłuższą wycieczkę tramwajem, a potem jeszcze autobusem, by dotrzeć do rewelacyjnej miejscówki: jeziora VOULIAGMENI. Dzięki termalnym wodom akwen jest zawsze ciepły i można się w nim kąpać nawet zimą (o ile nie przeszkadza komuś wychodzenie mokrym na zimno). Wstęp z tego co pamiętam kosztuje 6 €, ale płacą tylko osoby kąpiące się. Jeśli tak jak kobieca część naszego zespołu chcielibyście jedynie pochillować na leżaku, wchodzicie za darmo. 
Osoby, które zdecydują się na kąpiel zyskują coś ekstra: w cenie pływania jest fish spa. W jeziorze pływają rybki, które jedzą ludzi, ale tylko w bezpiecznych granicach: obgryzają zrogowaciały naskórek ze stóp. Podobno przyjemne, ale lekko łaskocze. W sam raz na odpoczynek po kolejnym długim dniu, albo po czytaniu długiej relacji na blogu.
BILANS ZYSKÓW I STRAT
Miasto jest mądrze skomunikowane, zielone parkami, przyjemne knajpkami na Place, no i fascynujące dzięki historii, jaką napotyka się na każdym kroku. Mimo wszystko jednak już podczas tej kilkudniowej randki czułam, że chociaż fajnie nam się razem spędza czas, to na dłuższą metę nic z tego nie będzie. Ja nie zakochałam się w Atenach, ale też ani przez moment nie żałuję, że je poznałam. Wróciłam z trochę chudszym kontem, ale i bogatsza o wspomnienia warte tej inwestycji. Dlatego też jeśli zastanawiasz się czy dać Atenom szansę i masz ku temu okazję - spróbuj. Może Twoje serce ulegnie ich urokowi.

4 komentarze:

  1. warto dodać, że Ateny w większej mierze ZA DARMO można zwiedzić będąc studentem - wtedy wstęp do większości o ile nie wszystkich muzeów (w tym oczywiście wejście na Akropol) jest za okazaniem legitymacji darmowy. Do tego tak jak w Polsce, studentom przysługuje zniżka na komunikację miejską (bodajże 50%), więc jeżeli jest się studentem nie pozostaje nic innego jak jechać do Aten ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedyś rzeczywiście można było wejść do Muzeum Akropolu za darmo przez restaurację. Jednak teraz to już nie działa. Przy wyjściu z restauracji stoi ochrona i prosi o bilet, jeśli kierujesz się w stronę muzeum. Natomiast nadal można wejść za darmo w poniższe dni: 6/3, 25/3, 18/5 i 28/10. Więcej info na stronie muzeum http://www.theacropolismuseum.gr/en/content/hours-and-ticketing

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej Żaneta! Wielkie dzięki za aktualizację. Poznali się już na turystycznym przekręcie, no trudno :). Pozdrawiam!

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...