14 kwietnia 2015

Stambuł, kocie miasto [część II]

Druga część relacji ze Stambułu - miasta Haga Sophii, wielkich meczetów, kebabów, czerwonych tramwajów i... kotów. Tym razem spojrzymy na miasto z innych perspektyw - z wysokości, z wody, z podziemia i z Azji - a także pójdziemy na zakupy. Nie zabraknie wątków kulinarnych: będą migdały, rybne burgery i granaty. Brzmi co najmniej wybuchowo, prawda?
Kocie lobby wymogło na mnie placement przynajmniej jednego kociego zdjęcia w tym odcinku relacji. Jak wiadomo my ludzie to tylko podgatunek, wyhodowany po to, by spełniać kocie zachcianki, więc nie miałam wyjścia. Doszliśmy do porozumienia, że kolaż będzie OK. Kot syty i Stambuł cały, a zwabionych tytułem fanów sierści odsyłam do części I.
Z WYSOKOŚCI
Na Stambuł z góry najlepiej spojrzeć z wieży Galata. To taki bardzo charakterystyczny element miejskiego krajobrazu, którego historia sięga XIV wieku. Taras widokowy na szczycie wieży pozwala na podziwianie panoramy 360-stopni i doprawdy jest na co się zapatrzeć (koszt wstępu niemały, bo 20 LT). 
Z góry miasto wydaje się bardzo spokojne. Zapamiętałam Stambuł właśnie w takich kolorach: blade błękity morza i nieba, piaskowe pastele zabudowań - wszystko delikatnie rozmyte poranną mgłą.
Jeśli się przyjrzeć bliżej, posągowość i spokój znika, a wraz z żywszymi odcieniami elewacji wyłania się miejskie życie. Mocno przypomina to obrazki jakie znamy z Europy, jednak jest też orientalny (koci?) pazur.
OD KUCHNI
Byłoby niesprawiedliwe zakończyć opowieść o jadalnej stronie Stambułu na kebabie. Jestem zdecydowanie bardziej słodkolubna niż mięsożerna i byłam zachwycona tymi maleństwami, sprzedawanymi na każdym kroku. Chałwa, baklawa, lokum (takie żelki z bakaliami, obsypane cukrem pudrem) i te urocze migdałowe "gniazdka" - wszystko cholernie słodkie, ale to i dobrze. Po jednym-dwóch kawałkach ma się dość. Przynajmniej na jakiś czas.
Mądrzy Turcy wiedzą, że puste węglowodany nie dają energii na długo, dlatego upodobali się w pożywnych rybach - złowionych samodzielnie lub kupionych w tzw. rybnych McDonaldsach.
Te drugie to kolejny charakterystyczny element miasta. Pływają ce restauracje, w których na bieżąco łowi się, wędzi i sprzedaje ryby, które serwowane są w bułkach, z sałatą i cebulą (skąd skojarzenie ze wszystkim znaną sieciówką).
Nie próbowałam, ale podobno rewelacja. Z reszta świadczyć mogą i tym tłumy chętnych, skumulowanych i głośnych niczym stada mew w porcie.
Po rybie zwykle chce się pić, a na to też ma Stambuł odpowiedź. Świeżo wyciskane soki z owoców sprzedawane są na każdym kroku. Najlepsze i najbardziej lokalne są te z granatów - kwaskowe, wręcz lekko cierpkie, przepyszne. Duża rozpiętość cenowa - od 1 do 8 LT za kubeczek.
Jeśli zapragniemy czegoś bardziej fancy niż uliczne jedzenie, jest w czym wybierać jeśli chodzi o restauracje z widokiem. Ceny odpowiednio wyższe, ale pakiet kawa/herbata/piwo + widok na Haga Sophia nocą jest finansowo do przeżycia, a wrażenia bezcenne.
ARTYSTYCZNIE
Jeśli chodzi o alternatywny Stambuł, podejrzewam, że więcej do powiedzenia ma w tym zakresie turecka część miasta, jednak ta europejska też nie wypada źle. Okolice wieży Galata mają artystyczne zacięcie - tu tu znajdziemy hipsterskie studia fotograficzne, sklepy z rękodziełem i trochę street art'u.
ZAKUPOWO (?)
Jeśli zakupy to bazar, jeśli bazar w Stambule to Grand Bazar, jeśli zakupy w Stambule to Grand Bazar. To zdanie, z pozoru poprawne, niejednego turystę wyprowadziło już w pole. Grand Bazar to owszem ogromne targowisko, całkiem klimatyczne i warte odwiedzenia turystycznie, jednak na pewno nie zakupowo - drożyzna i tandeta, niech te dwa słowa wystarczą za komentarz.
Z AZJI
Zobaczyć tylko jedna stronę miasta to jak przeczytać pół książki. Nie powiem, bym azjatycka część Stambułu zwiedziła - względu na ograniczony czas spędziłam tam niewiele czasu, ale dla samego przepłynięcia się promem i podziwiania widoków warto było.
Po drodze widzimy Most Bosforski, który spina wiszącą klamrą dwie  dzielnice Stambułu: Ortaköy w Europie z Beylerbeyi w Azji.
Z PODZIEMIA
Wypad do tureckiej części był związany z pewna misją specjalną, o której za moment, jednak w temacie podziemia wspomnę o pewnej atrakcji z europejskiej części. Podziemna Cysterna, bo o niej mowa, znajduje się obok Haga Sophia i jest zabytkowym zbiornikiem na wodę, udostępnionym do zwiedzania ze względu na ciekawe wnętrza. Wygląda to trochę jak podtopiony kościół. Łatwiej tam złowić rybę niż zrobić ostre zdjęcie (pływają karpiopodobne stwory), wstęp jest drogi (20 LT) i nie wiem czy jest to cena adekwatna, ale fakt - miejsce nietypowe. No i kręcili tu Bonda, jeśli kogoś to porusza. 
Z podziemnych atrakcji najbardziej lubię zwiedzać metro. Będąc w tureckiej części udało się zaliczyć ten punkt programu. Metro zadbane, dobrze opisane (również po angielsku), przyjemne dla użytkownika.
Co nas wywiało aż na drugą stronę Bosforu? Nie była to chęć zobaczenia pomnika Atatürka,  a osławiony wśród Polek outlet firmy Mango, znajdujący się w ogromnym i zupełnie nieorientalnym centrum handlowym. Czy jest to dobre miejsce na zakupy? Szczerze mówiąc niewiele przewyższa asortymentem outlet znajdujący się pod Poznaniem, ceny podobne, ale kupiłam świetny sweter, który przez resztę zimy ogrzewał mnie nie tylko wspomnieniem o Turcji, ale i grubym splotem.
Ciekawe było doświadczenie dotarcia do outletu: miałyśmy lokalną przewodniczkę, która zaoferowała nam pomoc (wybierała się w to samo miejsce). Musiało to dobrze wyglądać - dziewczyna w hidżabie i dwie słowiańskie blondynki - zmierzające razem na zakupy. Taka wspólnota ponad podziałami kulturowymi, a wszystko dzięki... ciuchom. Make shopping, not war.
 NA KONIEC
Tak duże i ciekawe miasto, jakim jest Stambuł, można poznawać na wiele sposobów. Moja relacja, nawet dwuczęściowa, nie wyczerpuje tematu. To, co ja zapamiętałam z pobytu to wyjątkowy miks: europejskości z azjatyckością, starego z nowym, miasta z morzem, kwaśnego ze słodkim. Swój Stambuł musicie odkryć czerpiąc z kociej arystokracji i chadzając po nim własnymi ścieżkami.

2 komentarze:

  1. Super !!! Czuję niedosyt :) I wciąż czekam z niecierpliwością na dalszą część relacji z pobytu w Indiach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :-) Dziękuję i obiecuję więcej Indii - teraz będzie coś kulinarnego, a potem planuję Udaipur :).

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...